Heeey :) Witam was bardzo gorąco, udało mi się napisać 25 rozdział, przyznaję, że było ciężko, gdyż strasznie dużo rzeczy zwaliło mi się na głowę, ale jest ! :) Jeszcze cieplutki, niczym z pieca. Czekam na wasze opinie <3
Pozdrawiam, całuje i ściskam ;***
***
Tego dnia powrót do domu nie należał do najprzyjemniejszych.
Do momentu dotarcia do mieszkania żadne z nas się nie odzywało, chyba nie
wiedzieliśmy jak i o czym rozmawiać. Czy poruszać ten temat, czy może jeszcze
nie. Było mi cholernie wstyd, nie wiedziałam jak mam to wszystko wytłumaczyć
Shannonowi, a wiedziałam, że będzie na to nalegał. Całą drogę taksówką trzymał
mnie za dłoń, jakby chciał dodać otuchy. Wiedziałam, że dla niego to też nie
jest proste, widziałam na weselu jak ze złości uwydatniły się żyły na rękach i
czole. Widziałam też, jak cienkie stróżki potu spływają po skroniach. Gdyby
tylko musiał, uderzyłby wtedy Georga, zbił by go na kwaśne jabłko. Kocha mnie i
zależy mu na mnie. Gdy weszliśmy na górę po wąskich schodach i znaleźliśmy się
w mieszkaniu, od razu ściągnęłam ze stóp szpilki. Dopiero teraz, gdy napięcie
zaczęło powoli schodzić, poczułam, jak bardzo bolą mnie nogi. Udałam się do
sypialni, a Shann zaraz za mną. Objął mnie w tali i szepnął.
- Jesteś dla mnie najważniejsza i nigdy nikomu nie pozwolę
cię skrzywdzić.
Najpierw zsunął ze mnie granatową sukienkę, następnie sam
pozbył się garnituru. Niezwykle brakowało mi jego bliskości. Chciałam, żebyśmy
byli jak najbliżej się dało, żebyśmy stali się jednością. Leto jakby wysłuchał
telepatycznie moich próśb i po chwili już nadzy leżeliśmy na łóżku i
obdarowywaliśmy się milionem pocałunków.
***
- Chloe, wiem, że to nie jest dla ciebie przyjemne. Rozumiem,
że wczoraj nie chciałaś o tym rozmawiać, tak zresztą jak i ja, ale dzisiaj
musimy. – powiedział siadając naprzeciwko mnie na miękkim dywanie w pokoju
dziennym.
- Okay, ale zrób mi masaż – powiedziałam wytykając język i
kładąc stopy na jego kolanach. Nie trzeba było długo prosić. – Historię mojej
rodziny znasz, wiesz czemu mieszkałam ze Steph, czemu wyprowadziłam się od
rodziców. O Veronique za dużo ci nie opowiadałam, chociaż jak się okazało może
i znasz ją lepiej niż ja.
- Kochanie – przerwał mi – Spotkałem się z nią może z 4 razy
i to parę lat temu, nikt nawet o niej nie słyszał. Wybacz, że to powiem, bo to
twoja siostra, ale jest tępa jak but. – powiedział i zaśmiał się.
- Masz racje – przyznałam – Veronique jest córką mojego ojca
z wcześniejszego małżeństwa. Strasznie rozpieszczona i niewychowana. Od samego
początku strasznie darłyśmy ze sobą koty. Nie było dnia, żebyśmy się nie
kłóciły. Ona wiecznie uprzykrzała mi życie. No proszę cię, jakie jest
prawdopodobieństwo, że na całym świecie znalazła akurat faceta, którego kocham
nad życie i z którym w końcu jestem szczęśliwa i czuje się potrzebna? Jakie
jest prawdopodobieństwo, że to właśnie ona się wcześniej z nim pieprzyła?! –
nie wytrzymałam, Shannon się wzdrygnął i wstał.
- Chloe, masz racje, ta sytuacja nie jest komfortowa, ani dla
mnie, ani tym bardziej dla ciebie, ale nie chcę obrywać za błędy przeszłości.
Nie znałem cię wtedy, nie wiedziałem o twoim istnieniu, więc mnie nie osądzaj.
Po prostu puść to w niepamięć. Jesteśmy teraz razem, szczęśliwi, nie psujmy
tego.
I tak też się skończył temat mojej rodziny, Veronique i
nieprzyjemnego zajścia na weselu Steph. Tego dnia postanowiliśmy wykorzystać
nasz pobyt w Londynie i udaliśmy się między innymi na pinte Guinessa, ja z
sokiem porzeczkowym, bo jest nieziemskie, a Shannon czyste, bo uważał, że
wszelkie dodatki niszczą tylko smak. W pubie jak prawie zawsze był wielki
zgiełk, ludzie przekrzykiwali się, śmiali i rozlewali alkohol gdzie tylko się
dało. My zajęliśmy o dziwo wolny stolik w jednym z rogów sali. Jak gdyby nigdy
nic siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim, opowiadałam o życiu w Londynie, szkole,
zabawnych sytuacji z przeszłości oraz o ciekawych miejscach w stolicy Anglii.
- Wierz mi lub nie, ale na Hackney jest najlepszy sklep
filmowy. Mają tam mnóstwo starych filmów, taśmy filmowe, zabytkowe kamery,
oryginalne plakaty filmowe, widziałam nawet plakat „Przeminęło z wiatrem” z 1939.
Przyznasz, że TO jest COŚ. –
ekscytowałam się opowiadając o jednym nie tak dawno odkrytym sklepie w
północno-wschodniej części Londynu.
- Hackney? – zapytał próbując coś sobie przypomnieć, a
przynajmniej tak właśnie to wyglądało.
- Czy naprawdę z całego mojego wywodu zapamiętałeś akurat
nazwę gminy? – załamałam się, cała opowieść na marne…faceci.
- Kojarzysz taki kościół na Hackney? – zapytał nagle.
- Wiesz Shan, to jest całkiem sporo gmina, mamy tam więcej
niż jeden kościół.
- Ale ten jeden jest charakterystyczny, znajduje się w parku,
dookoła jest mnóstwo nagrobków i kawiarnia, szaleństwo.
- Aaaa chodzi ci o kościół świętego Jana, to właśnie zaraz
obok przystanku naprzeciwko kościoła jest ten sklep ! – niezwykle się ucieszyłam,
ale skąd on znał ten kościół? – Hola, hola, ale przecież to najzwyklejszy na
świecie kościół, skąd o nim wiedziałeś? – poczułam się niczym detektyw
przesłuchujący podejrzanego. Aż się zaśmiałam.
- Rok temu graliśmy tam koncert.
- Koncert? W kościele? – zmarszczyłam czoło i dodałam
wybuchając śmiechem – Psalmy tam śpiewaliście?
- Co? Nie ! Wyobrażasz mnie sobie?
- Ja to nie wyobrażam sobie ciebie w kościele, a co dopiero w
towarzystwie psalmów. Czemu, co to było? – zapytałam zaciekawiona, gdyż
pierwszy raz spotkałam się z tym, żeby zespół rockowy grał koncerty w świątyni.
Shann wytłumaczył mi całą akcję „Church of Mars”, zamysł tego przedsięwzięcia i
opowiedział o paru innych koncertach z tej „serii”. Gdy Leto poszedł po kolejną
dolewkę ja siedziałam i niechcący, no dobra, ani trochę niechcący, uwielbiam
słucham o czym inni ludzie rozmawiają, podsłuchałam rozmowę grupki dziewczyn w
wieku szkoły średniej. Rozmowa ta niezwykle mnie zainteresowała, wiec gdy tylko
Shannon wrócił z pełnymi szklankami, przyłożyłam palec do ust, żeby był cicho i
poinstruowałam, żeby podsłuchał o czym rozmawiały, a rozmowa dotyczyła premiery
„Suicide Squad”, która miała miejsce parę dni temu i na której byliśmy razem z
Jaredem i Constance.
- A widziałaś zdjęcia Jareda i Shannona? – zapytała jedna.
- Aaaa tak, zobacz nawet to jedno mam na tapecie, zwierzak
cudownie tu wyszedł – odpowiedziała druga, a Shann momentalnie napuszył się jak
paw – Tylko musiałam wyciąć tą jego lafiryndę, bo tylko przeszkadzała. – i
wszystkie wybuchły śmiechem, a mi momentalnie mina zrzedła, wcześniej mówiły co
innego.
- Ohhh moja cudowna lafirynda – powiedział rozbawiony
Shannon, za co otrzymał szturchańca w bok. Nie mogąc przestać się śmiać wyjął z
kieszeni telefon i zaczął czegoś szukać. – Ciekawe, czy naprawdę tak dobrze
wyszedłem na tym zdjęciu. Mmm faktycznie, przystojniak ze mnie. – znalazł się
pan skromny, narcyz jeden. – Ani trochę się nie dziwię, moja lafiryndo, że
chciałaś ze mną być. – prawie, że zakrztusiłam się piwem słysząc to.
- Że co, kto? Ja chciałam z tobą być? – zapytałam ze śmiechem
– Ja bym sobie stokroć lepszego znalazła, ty się przypałętałeś – oczywiście się
z nim droczyłam i on bardzo dobrze o tym wiedział.
- Phii jasne, teraz po prostu nie chcesz przyznać, że jestem
tak zajebisty, że już pierwszego dnia w tej kawiarni chciałaś, żebym cię
przeleciał. – dodał przygryzając dolną wargę.
- Ha dobre, to ty mój drogi siedziałeś z wywalonym jęzorem i
wpatrywałeś się we mnie, jak ciele w wymalowane wrota. – taka była prawda i
bardzo dobrze to pamiętam, chociaż fakt, przyznaję, Shann też wyglądał wtedy
obłędnie i tak miałam ochotę się na niego rzucić, ale nie musi o tym wiedzieć.
- Masz mnie – przyznał, co mnie zdziwiło, Leto się poddał i
przyznał mi rację, wyprostowałam się na kanapie i triumfalnie uśmiechnęłam,
zwycięstwo. – Te twoje długie kręcone blond włosy, bluzka odsłaniająca twoje
idealne plecy – zaczął mówić coraz głośniej tym swoim charakterystycznym
ochrypłym głosem – ten seksowny brytyjski akcent i te cholernie obcisłe białe
spodnie – jeszcze głośniej, jakim cudem pamiętał w co byłam ubrana? –
sprawiały, że miałem ochotę dobrać się do twoich majtek !
O mój Jezu, Shannon cholernie subtelny Leto właśnie
sprowadził wszystkie spojrzenia na nas. Ja cała czerwona ze wstydu i rechoczący
perkusista.
- O mój Boże, to Shannon Leto ! – wrzasnęła nagle jedna z
wcześniej podsłuchiwanych przez nas dziewczyn. Shannon poderwał się nagle i
wciąż śmiejąc się wniebogłosy złapał mnie za rękę i krzyknął „Wiejemy!”. Ledwo
przecisnęliśmy się przez tłum ludzi przy barze i ile sił w nogach pobiegliśmy
przed siebie. Już widziałam te nagłówki w Internecie „Perkusista 30STM ucieka
przed fankami w Londynie”, „W pogoni za Shannonem Leto po ulicach Londynu”,
„Nagła ucieczka brata Jareda Leto ze swoją lafiryndą”. Ledwo mogłam dotrzymać
kroku Shannonowi, nie dość, że wybrałam się w szpilkach, to jeszcze te nierówne
chodniki. Całe szczęście, że tu nie trzeba czekać na zielone światło przy
przejściu, więc mieliśmy przewagę. Drogą iście okrętną po mniej więcej 40 minut
dotarliśmy do mieszkania. Na całe szczęście pod pubem nie było już fanek i na
spokojnie mogliśmy wejść na górę, bo oczywiście zachciało nam się bawić w pubie
pod nami, ot tak, żeby łatwiej było do domu trafić, jak coś.
- To było szalone ! – powiedziałam wpadając do mieszkania.
- Uwielbiam to – wyznał Leto – Dawno się tak nie bawiłem. „O
mój Boże, to Shannon Leto” – parodiował dziewczynę z pubu, która oznajmiła
wszystkim naszą obecność, i wybuchnął śmiechem. Wieczorem rozwaleni na kanapie i z olbrzymią misą
popcornu oglądaliśmy najnowszy sezon „The Walking Dead”.
***
Z Londynu wróciliśmy już parę dni temu. Resztę dni
spędziliśmy na małym zwiedzaniu miasta, a co za tym idzie musieliśmy dokupić
dodatkowy bagaż. Spędziliśmy dwa miłe wieczory w towarzystwie moich, w sumie
już naszych, znajomych. Stephanie niesamowicie zaprzyjaźniła się z Shannonem,
zachowywali się jakby znali się od małego i muszę przyznać, że cieszyło mnie
to. Wyjazd był udany, nie mogę powiedzieć, że nie. Dzięki niemu wiele się o sobie
nauczyliśmy, Shannon swoim zachowaniem dowiódł, że naprawdę mu na mnie zależy i
to było najpiękniejsze. Swoją postawą pokazał, że dojrzał do poważnego związku,
bo ktoś komu zależy tylko na seksie tak się nie angażuje, po prostu nie. Dzisiaj
wyjeżdżaliśmy na mini wakacje. Za dwa dni mam urodziny i w związku z tym mój
mężczyzna postanowił zrobić mi niespodziankę. Właśnie miałam schodzić na dół,
bo musieliśmy już jechać na lotnisko, kiedy właśnie przypomniało mu się, że
zapomniał okularów
. - Skarbie – krzyknął z dołu Shannon – weźmiesz mi moje
okulary? Powinny być w szufladzie w
szafce nocnej, jak nie to dam sobie radę.
Sprawdziłam dokładnie szafkę nocną, ale ani śladu. Mówił, żebym
nie szukała jak nie ma, ale jak mielibyśmy jeździć samochodem wieczorem to musi
je mieć. Postanowiłam sprawdzić jeszcze w jego garderobie, a dokładniej w
szafce z szufladami, w której trzymał swoje okulary przeciwsłoneczne, paski,
czapki i tym podobne. Pierwsza szuflada – pudło, druga tak samo. Otworzyłam
więc trzecią, w której były czapki z daszkiem, no cóż, może wrzucił tu okulary
przez przypadek. Podniosłam czerwoną z logo Black Fuel i gdy zobaczyłam małe
kwadratowe pudełeczko, owa czapka mimowolnie wyleciała mi z rąk. Nie powinnam
tu zaglądać, nie powinnam. Czy to? Nie no, przecież to nie możliwe. Nie mogę,
Shannon czeka już w samochodzie, miałam tylko zajrzeć do szafki nocnej. Cholera
no, muszę wiedzieć. Drżącą ręką chwyciłam małe drewniane pudełeczko i uchyliłam
je. Serce mi stanęło na pewno, na parę sekund przestało bić z wrażenia. O mój
Boże. Łzy pojawiły się na moich policzkach równocześnie z uśmiechem.
- Chloe? – usłyszałam nagle jego głos i czym prędzej
schowałam pudełko z pierścionkiem [RING] do szuflady, przykryłam czerwoną
czapką i wyszłam z garderoby biorąc po drodze ze swojej kapelusz.
- Wybacz Shanny, nie było okularów w szafce nocnej, ale po
drodze wzięłam kapelusz, bo pomyślałam, że może mi się przydać. – uśmiechnęłam się
szeroko i dałam mu buziaka w policzek.
- Nie znalazłaś ich, bo zapomniałem, że ostatnio jechałem po
ciebie wieczorem na West Hollywood i miałem je w samochodzie. Ruchy, bo się
spóźnimy.
Ufff udało się.
Do momentu aż pilot w samolocie nie powiedział celu naszej
podróży - a więc, Bali ! Bali, Jezu Chryste, co ten człowiek jeszcze wymyśli? Byłam
niesamowicie podekscytowana, nigdy tam nie byłam, zawsze było to jedno z
najodleglejszych miejsc na świecie, zresztą tak jak LA, a teraz tam lecimy.
Szykowały się jedne z najwspanialszych urodzin mojego życia, ale ten
pierścionek, no do jasnej cholery nie dawał mi spokoju. Nie wziął go, nie
wrócił się do pokoju. Zapomniał, nie chciał, miał inny pomysł, wahał się?
Zabijało mnie to. Lot trwał dłużej niż przypuszczałam, no ludzie 18 godzin?
Cieszyłam się z tej wyprawy, jednak od zawsze spędzałam urodziny w dużym gronie
znajomych, nigdy w dwie osoby, ale było to ekscytujące. Wysiedliśmy z samolotu
zaspani, zmęczeni, jednym słowem nie do życia. Okay, kaptur na głowę i przed
siebie. Prawdopodobieństwo, że ktoś zrobi nam zdjęcie na lotnisku na Bali było
znikome, ale jednak woleliśmy nie ryzykować. Zaraz po odprawie wzięliśmy
pierwszą taksówkę, która podjechała i pojechaliśmy do hotelu. Śniłam na jawie o
prysznicu i wygodnym łóżku, tak to było zdecydowanie to czego pragnęłam
najbardziej. Wysiedliśmy z taksówki, Shann zapłacił kierowcy z dość sporą nadwyżką
i ruszyliśmy do hotelu, gdy już byliśmy w lobby o mało nie dostałam zawału
serca.
- Niespodzianka !
Jared, Tomo, Vicky, Steve, Tess i Jamie krzyknęli radośnie i
wszyscy się na mnie rzucili, a ja zszokowana odszukałam jedynie wzrokiem
Shannona i ze łzami w oczach wyszeptałam „Dziękuję.”
- No co, nam też przydadzą się wakacje ! – rzucił wesoło
Jared i wszyscy skierowaliśmy się do wcześniej zarezerwowanych pokoi.
O Jezuniu, pierścionek??? Dlaczego on go nie wziął??????????? Przecież Shannon i "lafirynda" idealnie do siebie pasują :D :D :D Cudowny rozdział, jak zwykle <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam do mnie <3 No i czekam na następny rozdział. :D :D :D
Dziękuuuj bardzo <3 kto go tam wie, może zapomniał, zabiegany człowiek, tak jak ja :P no pasują do siebie, jak mało kto, pytanie dokąd ich to doprowadzi... ;)
UsuńPozdrawiam ;*
Swietny rozdzial:) dzieki
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWOW (:
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAaaaa!!!! W końcu <333 Boże oni są tacy słodziutcy, że brak mi słów ♡.♡ Aż po prostu nie umiem się wysłowić i te wakacje i ten pierścionek i wgl Shannon 😂 Zapraszam do mnie na nowy rozdział 30stm-a-new-reality.blogspot.com
OdpowiedzUsuńA jeszcze tyle słodkości przed nimi :P
UsuńDziękuję bardzo za komentarz, dawno Cię nie było :) napewno zajrzę i skomentuje ;)
Pozdrawiam :))
Normalnie umarlam z tej lafiryndy haha smieszna akcja ;d ciekawa jestem co to dalej z tym pierscionkiem pan leto kombinuje ale czekam.czekam noecierpliwie i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCóż, Leto to Leto, kto wie co mu tam w głowie siedzi ;) pierścionek ma, to połowa sukcesu :D Dzięęękuję i pozdrawiam ;***
UsuńHej!!!! No właśnie ja się pytam czemu Shann nie wziął pierścionka?!?!?! Przecież wakacje to byłby idealny moment na oświadczyny:) Chyba, że ten łobuz ma zaplanowany jeszcze lepszy moment na oświadczyny:) Świetny rozdział i Shannon taki łobuz jak zawsze:) Ja ciągle jestem ciekawa o co chodzi z rodzina Chloe może się niedługo dowiemy. Z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej zbliżamy się do końca tego opowiadania, a ja chyba nie jestem na to gotowa.... No nic czekam na następny rozdział:) Pozdrawiam K:*
OdpowiedzUsuńWakacje, do tego Bali...nie ma bardziej idealnego miejsca :P może się chłopina zestresował i zapomniał? :P co do rodziny, zapraszam na "Rozdział 25 i pół" ;)) jeszcze 5 rozdziałów, a co dalej? cóż...zobaczymy ;P
UsuńDziękuję, że jesteś i pozdrawiam ;**