niedziela, 18 października 2015

Rozdział 24

Witajcie, witajcie, witajcie !

Oto i on, rozdział 24. Całkiem sporo się w nim dzieje, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i zostawicie mnóstwooo cudownych komentarzy, jak ostatnio :) Przy okazji jeszcze raz bardzo wam dziękuję za opinię, jest ona kluczowa w kwestii pisania tej historii i mam nadzieję, że dalej będzie mnie wspierać tak jak do tej pory :) Dziękuję. 

Lots of love <3


***

Fajerwerki nie były już tak zachwycające, jak wcześniej, ich odgłos nie powodował przyjemnych dreszczy na ciele, a kolory nie były już tak piękne. Wręcz przeciwnie, zaczęły być irytujące, pozbawione magii i szybszego bicia serca. Przeszkadzały. Przeszkadzały myślom, którymi moja głowa była w tym momencie przepełniona, jak za mała walizka na długi wyjazd, która nie chce się dopiąć. Przeszkadzały również rozmowie, a raczej naprzemiennym krzykom, które towarzyszyły nam tej nocy. Nie wiedziałam czy bardziej powinnam się złościć, czy martwić. Miałam mętlik w głowie, jak chyba jeszcze nigdy. Nieważne ile razy przytrafiłaby mi się jakaś sytuacja, z nim i tak zyskiwała innej barwy i była jak nowa. Nie chciałam tego dłużej ciągnąć, nie w taki sposób.

- Shannon – usiadłam naprzeciwko niego i wpatrywałam się w te piękne ciemne oczy, w danej chwili pozbawione codziennego blasku.

- Odpowiedz mi.

- Ale ja nie wiem co ja mam ci powiedzieć. Nie wiem co z nią robiłeś. Widziałam jedynie jak – wzięłam głęboki wdech, tak będzie lepiej – rozmawialiście ze sobą przy samochodzie. Wsiedliście i odjechaliście. Nie odbierałeś telefonu, impreza się kończyła, wróciłam do domu. Jay wiedział, że nie byłam w najlepszym nastroju, więc zaoferował, że pojedzie ze mną i tam na ciebie poczekamy. Tyle.

- Tylko z nią rozmawiałem? – zapytał, a ja przed oczami miałam ich „rozmowę”, ale byłam twarda.

- A mogłeś coś jeszcze z nią robić?

- Nie ! Na pewno nie ! – uniósł głos, żeby za chwilę chwycić mnie za rękę. – Przepraszam Chloe za to co się stało. To już się nie powtórzy. – był szczery, a przynajmniej wyglądał na szczerego. Chciałam, żeby to już nigdy nie miało miejsca, ale jaką miałam pewność? Teraz jednak bardziej liczyło się coś innego.

- Co to za operacja Shann? – ze spokojem w głosie zadałam pytanie, które nie dawało mi spokoju.

- Barku. Od poprzedniej trasy jestem na lekach przeciwbólowych. Na początku pomagały, czułem się jak młody bóg, ale z każdym kolejnym tygodniem było coraz gorzej. Stanley, mój lekarz, zalecił zastrzyki, z którymi było podobnie. Teraz konieczna jest operacja. – beznamiętne słowa wypadały z jego ust, a ja oszołomiona słuchałam tego.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – był to niczym cios w plecy. Nie wiedziałam zupełnie nic, ani o tabletkach, ani o zastrzykach, ani o wizytach u lekarza. Poczułam się, jakbym nic nie znaczyła.

- Nie chciałem żebyś wiedziała. Chciałem sobie sam z tym poradzić. Nie wiem no, może wtedy byś nie chciała za mną być. Nie dość, że po czterdziestce, w sumie przy pięćdziesiątce, to jeszcze schorowany. Mogłaś trafić dużo lepiej.

- Słucham ?! Shannon, co ty w ogóle wygadujesz? Czy ty słyszysz samego siebie? Kocham tylko ciebie, nikogo innego, nie młodszego, starszego, bardziej lub mniej schorowanego, tylko ciebie! I przykro mi, że nie powiedziałeś mi o tym, bo byłoby ci łatwiej. Jak chciałeś sobie sam z tym poradzić, jak ukryć to przed wszystkimi? Jared ani Tomo nie wiedzą, prawda? Constance też nie?

- Nie – odparł i zwiesił głowę.

- Niewiarygodne, ale zostawmy to na razie. Najpierw trzeba porządnie zająć się tym barkiem. Rano zadzwonisz do lekarza, pójdziemy na wizytę i dowiemy się wszystkiego. A teraz chodź do domu, bo zimno się robi i czekają na nas.


**

Noc i poranek nie należały do najprzyjemniejszych. Ani na chwilę nie zmrużyłam oka, czuwałam, rozmyślałam, jednak bez większych rezultatów. Przed 8 Shannon zadzwonił do kliniki i umówił się z dr Willisem na wizytę w jego prywatnym gabinecie niedaleko Beverly Hills. Gdy wróciliśmy wczorajszego wieczoru wszystko było już sprzątnięte i posegregowane, a goście zbierali się do wyjścia, tak więc nie miałam dużo do zrobienia tego ranka i zaraz po śniadaniu udaliśmy się do lekarza. Gabinet mieścił się w bogatej dzielnicy, w dużym dwupiętrowym budynku zagrodzonym wysokim murem przed okiem wścibskich fotoreporterów. Gdy weszliśmy do środka powitała nas sympatyczna recepcjonistka oznajmiając, że pan Willis już czeka w pokoju 103. Nie mogłam stwierdzić kto bardziej się denerwował, czy ja, czy może Shannon, a może denerwowaliśmy się jednakowo mocno? Po uchyleniu białych mlecznych drzwi, naszym oczom ukazał się starszy, na oko 60 letni, siwawy z pogodną twarzą i równie przychylnym nastawieniem, pan Stanley, bo tak też się przedstawił.

- Proszę siadajcie – wskazał nam dwa krzesła stojące naprzeciw ogromnego mahoniowego biurka, a sam usiadł na obrotowym fotelu po drugiej stronie – Cieszę się, że jednak przyszedłeś Shannon.

- To zasługa Chloe.

- W takim razie bardzo się cieszę, że udało się pani go namówić. Zdaję sobie sprawę, że nie było łatwo, wiem, jaki bywa uparty. – puścił mi oczko i zerknął do karty.

- Starałam się jak mogłam. – cóż, nie kłamałam, sporo mi zajęło, już w domu, żeby namówić go do tej wizyty.

- Dobrze więc, spójrzmy na to RTG. – zapatrzył się na zdjęcie rentgenowskie i przez długi czas nic nie mówił -  Nie będę owijał w bawełnę, nie jest najlepiej. W prawym barku wystąpił stan zapalny, a dokładniej zapalenie wokół stożka rotatorów.

- Przepraszam, ale co to znaczy? – zapytałam, jednocześnie zaklinając się w myślach, że nie uważałam na biologii.

- Stożek rotatorów jest to taka grupa ścięgien, które łącząc się ze sobą pokrywają powierzchnię stanu ramienno-łopatkowego i które są połączone z mięśniami. Uszkodzenie tych ścięgien, w twoim wypadku, powstało najzwyczajniej w skutek przeforsowania stawu barkowego. Jednak w celu 100% pewności musimy jeszcze wykonać rezonans magnetyczny, żeby określić stan ścięgien i mięśni pierścienia.

- Rozumiem, czyli najprościej mówiąc, Shannon przesadził z graniem na perkusji. – no cóż, a było mówione, ale nie, on zawsze wiedział lepiej.

- Tak, czasami wpływa też na to anatomia człowieka, niektórzy są bardziej narażenie na tego typu urazy, inni mniej. Od jakiegoś czasu próbowaliśmy leczyć to środkami farmakologicznymi, jednak z braku poprawy, jestem zmuszony do skierowania Shannona na artroskopie. – złożył ręce na biurku i patrzył na nas z wyczekiwaniem.

- Ile nie będę mógł grać? – w końcu odezwał się perkusista.

- Zależy, od kilku do kilkunastu tygodni. Wszystko zależy jak szybko zabieg zostanie przeprowadzony, jak silny jest stan zapalny, jak będziesz się przykładał do rehabilitacji.

- Kilkanaście tygodni? – zapytał wybałuszając oczy – Nie mogę sobie pozwolić na tak długą przerwę. Zaraz zaczynamy trasę, nie ma mowy. – już się podnosił, żeby wstać i prawdopodobnie wyjść, ale złapałam go z rękę i pociągnęłam w dół.

- Shannon ! Tu chodzi o twoje zdrowie, tylko i wyłącznie. To nie jest ani moje, ani pana doktora widzimisię. Nie zachowuj się jak dzieciak, proszę cię. Im szybciej poddasz się leczeniu, tym szybciej wrócisz na scenę. – ścisnęłam jego dłoń w celu dodania mu otuchy. Bardzo dobrze wiedziałam, jak mógł się czuć w tej chwili, ale jego zdrowie było ważniejsze. Wiedziałam, że muszę obgadać z Jaredem i tą nieszczęsną Emmą kwestie koncertów. Jeszcze sporo czasu zostało, w sumie dopiero ogłosili dwie daty i to w dodatku na festiwalach. Byłam przekonana, że się uda i wszystko będzie dobrze. – Doktorze Willis, proszę mi powiedzieć, kiedy byłby najbliższy termin tej operacji i na czym dokładnie ona polega.

- Hmm, spójrzmy – powiedział i kręcąc wąsem między palcami zerknął do swojego notesu – Prawdę mówiąc bardziej jest to zabieg niż operacja i można go wykonać w ciągu jednego dnia, paru godzin. Zważając, że sprawa jest na cito, możesz Shannon przyjechać do szpitala pojutrze 7 lipca wieczorem. Zrobimy wtedy MRI i na następny dzień rano przeprowadzimy zabieg. Jak wszystko pójdzie bez problemu, wieczorem ta urocza pani będzie mogła po ciebie przyjechać. – powiedział i szeroko się uśmiechnął – To jak, zapisujemy?

Spojrzałam się na niego, a ten z bólem wymalowanym na twarzy, kiwnął twierdząco głową, a ja odetchnęłam z ulgą.

- Wspaniale. Jak przyjedziecie w czwartek wszystko dokładnie wam opowiem co i jak. Zapewniam jednak, że to jest zabieg mało inwazyjny, minimalne nacięcie, prawie zerowa blizna, będzie cacy. – zaśmiał się przyjaźnie i zapisał wszystkie niezbędne dane do kalendarza.


**


Od zabiegu artroskopii minęły cztery tygodnie. Pierwsze dni po zabiegu były wyjątkowo ciężkie, gdyż Shannon nie pozwalał sobie pomóc, mimo, iż nie był w stanie zrobić wielu rzeczy. Ja jednak zawzięcie, mimo nerwów, krzyków i podobnych zachowań perkusisty, stałam przy jego boku i byłam na każde zawołanie. Już po paru dniach po operacji postanowiliśmy z Jaredem powiadomić ich fanów i prasę o przełożeniu trasy. Nikt nie wiedział jaki będzie odzew, mimo iż tak naprawdę nie koncertowali dopiero od 10 miesięcy to fani już dawno domagali się występów na żywo. Jared wpadł na pomysł zorganizowania mini konferencji na VyRTcie, gdzie w trójkę poinformują ludzi o zaistniałej sytuacji i w ten sposób unikną nieprzyjemnych komentarzy i osądzania o kłamstwa. Muszę przyznać, iż zadziwiająco zabawnie patrzyło się na to wszystko z boku. Zebraliśmy się u Jareda w Labie, gdzie cała ekipa przygotowywała kamerę, oświetlenie i nagłośnienie w salonie. Tomo, Jared i Shannon w temblaku usiedli wygodnie na kanapie i po zapaleniu się czerwonej lampki zaczęli chat. Wracając jednak do zdarzeń teraźniejszych wielkimi krokami zbliżał się 13 sierpnia, a co za tym idzie ślub mojej kochanej przyjaciółki. Plułam sobie w brodę, że nie mogłam pojechać do Londynu wcześniej i pomóc jej w przygotowaniach, jednak mój kaleka potrzebował pomocy.

W Londynie na Heathrow wylądowaliśmy 11.08 o 13:30, podróż minęła bez większych problemów i muszę przyznać, że uwielbiałam podróżowanie pierwszą klasą. Każdy z pasażerów miał własny, rozkładany fotel, tablet, połączenie z Internetem, szampan, krewetki i tym podobne rzeczy, które niezwykle mi odpowiadały. A jeszcze niedawno do USA leciałam klasą ekonomiczną. Osobiście zakładałam, że gdy będę lecieć do Londynu, będzie to bilet w jedną stronę i niespełnione ambicje, a tu proszę, leciałam pierwszą klasą z najwspanialszym mężczyzną na świecie na ślub Stephanie. Po wyjściu z terminala w drodze do postoju taksówek, zaczepiło nas parę osób, robiąc sobie z nami zdjęcia i prosząc o autografy, a jeszcze w samolocie było tak spokojnie. Gdy już udało nam się zapakować do samochodu, podałam taksówkarzowi mój adres na Soho i ruszyliśmy. Na początku Shannon niezwykle upierał się przy tym, aby na dwie noce wynająć pokój w hotelu, jednak po usilnych namowach udało mi się przekonać go na dwie noce w moim mieszkaniu nad pubem. Tęskniłam za tymi przysłowiowymi czterema ścianami, a możliwość posiadania w nich mężczyzny mojego życia była niezwykle ekscytująca.

- Czy na pewno myślisz, że to dobry pomysł? – zapytał, gdy taksówkarz zatrzymał się przed mieszkaniem i powiedział kwotę, jaką mieliśmy zapłacić. Wyregulowaliśmy należność i wyszliśmy.

- Shanny ! Chodź, zobaczysz spodoba ci się. Stephanie nie będzie tu przez najbliższe dni, więc będziemy mieć caaaałe mieszkanie tylko dla siebie. – cieszyłam się niczym dziecko, które dostało nową zabawkę. Z torebki wyjęłam klucze i otworzyłam zielone drzwi znajdujące się między jednym a drugim pubem. Z walizkami musieliśmy zawędrować aż na samą górę, na wysokość 4/5 piętra, mijając po drodze małe klatki schodowe, z których można było wejść do kuchni baru, spiżarni, pomieszczeń socjalnych, aż w końcu do mojego mieszkania. Przed przekręceniem klucza w drzwiach serce biło mi niemiłosiernie, zależało mi, żeby Shann dobrze się tu poczuł, żeby mu się podobało.

- Gotowy?

- Jasne – powiedział już nieco bardziej entuzjastycznie.

Niesamowite, w mieszkaniu prawie nic się nie zmieniło. Wszystko było dokładnie tak, jak urządziłyśmy ze Steph. Zostawiliśmy bagaże w wąskim przedpokoju i oprowadziłam Shannona po mieszkaniu. Jak na londyńskie standardy nasze mieszkanie było na bardzo wysokim poziomie, co częściowo było zasługą moich rodziców. Pierwotnie mieszkaliśmy tu razem z rodzicami, kiedy tata stawiał pierwsze kroki w biznesie i był managerem restauracji na parterze. Mama, dekoratorka wnętrz, zaaranżowała mieszkanie tak, że każdy nam zazdrościł. Do czasu, gdy Veronique, córka ojca z pierwszego małżeństwa, się do nas wprowadziła, gdyż „znudziło jej się życie z mamą w Paryżu” wszystko było super. Wytrzymałam z nią jedynie pół roku, potem wyprowadziłam się do Stephanie, która mieszkała z mamą w trzypokojowym domu.

- Mmmm podoba mi się to łóżko – powiedział zalotnie Shannon rozkładając się na moim dwuosobowym łóżku zajmującym prawie cały pokój. – To co, wypadałoby przetestować, nie? – puścił oczko i usiadł na łóżku – Sprawdzić, czy nie skrzypi...

Roześmiałam się głośno i wgramoliłam na wysokie łóżko.

- A jak twoja ręka? – zapytałam szczerze zainteresowana jego ofertą przetestowania łóżka.

- Dam radę. – szeroko się uśmiechnął, ściągnął koszulkę i zaczął namiętnie całować.


**


Kolejny dzień powitał nas pięknymi promieniami słońca. Wstałam z łóżka zakładając na siebie wczorajszą koszulkę Shannona, która sięgała mi prawie połowy uda i poszłam zaparzyć kawę. Na lodówce znalazłam liścik od Steph, jeden dla mnie, drugi zaklejony dla Shannona. Naprawdę? Jeszcze się nawet nie poznali, a już spiskują. Z lodówki wyjęłam jajka, wędlinę i warzywa, żeby zrobić omlety. Gdy patelnia już się grzała, zrobiłam sałatkę owocową i nalałam gorącą kawę do kubków. Wszystko ułożyłam na tacy i skierowałam się do pokoju.

- Wstawaj śpiochu !

- Mnmn jeszcze nieeeee – marudził pod nosem i zakrył twarz kołdrą.

- Shanny ! Nie mamy czasu, musimy jechać do tej projektantki, a potem jestem umówiona ze Steph, żeby jej pomóc. – powiedziałam rozkładając się na łóżku i zaczynając jeść.

- Mmm moje słońce przygotowało śniadanko, chyba jestem w niebie – mruczał powoli wynurzając 
się spod kołdry.

Przed ślubem nie mieliśmy dużo czasu, żeby pozwiedzać miasto. Jared jedynie umówił nas do znajomej projektantki, która miała naszykowane już dla nas stroje na wesele, do centrum miasta. [CHLOE-OUTFIT]W południe umówiona byłam ze Steph, gdyż jako jej starsza druhna musiałam być na próbie, pomóc jej z ubraniem się i tego typu sprawami.


**


Następnego dnia, 13 sierpnia 2016 roku dotarliśmy do niewielkiej nadmorskiej miejscowości, gdzie zaplanowany był ślub, niespełna dwie godziny przed ceremonią. Na miejscu była już część gości weselnych. Na skarpie ustawiony był łuk porośnięty białymi kwiatami i rzędy białych krzeseł, wzdłuż których stały duże pudrowo różowe świeczki. Sceneria była magiczna, szum fal potęgował efekt. Ślub zaplanowany był na 13, do tego czasu pomagałam pannie młodej, a Shannon doradzał w nagłośnieniu. Dokładnie o 13, gdy wszyscy goście zajęli już swoje miejsca, a ja razem z Shannonem, panem młodym i jego świadkiem staliśmy przy księdzu, pojawiła się ona. Stephanie prowadziła mama, gdyż jej ojciec zmarł jeszcze przed urodzeniem córki. Obie kobiety wyglądały nieziemsko, jednak to tylko moja kochana Steph przykuwała uwagę wszystkich. Piękna balowa suknia w kolorze pudrowego różu z gorsetem bez ramiączek opiewała ciało brunetki. [STEPH-DRESS] Długie ciemne włosy delikatnie upięte, subtelny makijaż i to spojrzenie, które mówiło wszystko.  Gdy dochodziła do Jessiego już widziałam, że nie może się doczekać.

- Zebraliśmy się tu w dzisiejszym dniu, żeby razem z Jessim i Stephanie cieszyć się ich miłością. [STEPH&JESSE]
Tak jak i ksiądz powiedział, tak też było, Tego dnia wszyscy zebraliśmy się tylko i wyłącznie dla nich i tylko oni się liczyli, a przynajmniej powinni.

- Shanny !  - chwyciłam go mocniej za rękę, gdyż Steph upierała się, że ma on stać zaraz przy mnie obok mównicy – Zobacz jacy oni są piękni! Jacy zakochani ! Widzisz z jakim oddaniem na nią patrzy?!

- Z nie większym niż ja na ciebie – szepnął do ucha, a kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze.

-Jeeej ale wspaniali są, prawda? – zachwycałam się.

- Zazdrościsz im? – zapytał nagle z pogodnym uśmiechem na ustach.  Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Oczywiście, że zazdrościłam, dałabym się pociąć, żeby być teraz na ich miejscu z Shannonem, ale przecież nie mogłam mu tego powiedzieć ! Uratował mnie siostrzeniec Jessiego, który niósł obrączki w towarzystwie córeczek siostry, sypiących kwiaty.

- Spójrz, obrączki ! – i tak temat zazdrości na temat ślubu dobiegł końca. Do sali weselnej, która znajdowała się w przepięknym, dwunastowiecznym zamku, zabrał nas zarezerwowany autokar. Dzień wcześniej nie miałam wystarczająco czasu, żeby dowiedzieć się kto dokładnie będzie, co przygotowali, więc wszystko było dla mnie niespodzianką. Jedną z takich rzeczy był pierwszy taniec, zatańczyli układ, którego uczyłam ich parę lat temu, na początku ich znajomości. Bardzo prosty, bez mnóstwa skomplikowanych wyniesień czy figur, ale dla nich symbolizujący ich miłość. Układ przez który pokazali to, że jesteśmy przyjaciółmi i mimo kilometrów, które nas teraz dzielą, wciąż jesteśmy sobie bliscy.

- Mój układ, mój układ! – prawie, że skakałam nad uchem Shannona, żeby tylko wiedział, że ten układ jest mój. Rozpierała mnie duma i nie miałam zamiaru tego ukrywać. On jedynie przytulił mnie do siebie i szepną na ucho te dwa słowa, które zyskały miano moich ulubionych. Uroczystość weselna była genialna, potrawy niezwykle smaczne, a atmosfera, mimo dużej ilości osób, ciepła i rodzinna. Gdy wracałam do naszego stolika z kawą i tacą pełną owoców i ciast dostrzegłam, że Shann nie siedział sam. W pierwszej chwili ucieszyłam się, że kogoś poznał i kiedy akurat mnie nie było obok, nie nudził się. Jednak gdy podeszłam bliżej, prawie nie upuściłam trzymanej w rękach tacy. To było przecież niemożliwe. Niepewnym krokiem podeszłam do stolika i niemal wysyczałam przez zęby jej imię.

- Veronique.

- Chloe, kochana. – gwałtownie odwróciła się w moją stronę posyłając mi buziaka tymi piekielnie czerwonymi ustami. Siedziała tak jak gdyby nigdy nic naprzeciwko Shannona, z piersią wypiętą do przodu, w sukience ledwo zakrywającej jej sutki i z rozcięciem, które idealnie prezentowało jej długą, szczupłą i opaloną nogę założoną na drugą. Wręcz krzyczała „Weź mnie”.

- To wy się znacie? – zapytał nagle niczego nieświadomy Shannon.

-Oh ależ oczywiście, nawet bardzo dobrze. – odpowiedziała i puściła mu oczko, a on jakby lekko się wzdrygnął.

- Bardziej interesujące jest to czy wy się znacie? – spojrzałam raz na nią, a zaraz potem na niego, ale żadne z nich nie było skore do gadania.

- No to może was zostawię, widzę, że Amanda mnie woła. – wstała i posłała mi chyba najbardziej nieszczery uśmiech w życiu. Odeszła, a ja zajęłam jej miejsce naprzeciwko perkusisty i próbowałam złapać jego wzrok, który podążał wszędzie, tylko nie skupiał się na mnie.

- Okay, co to było? – zapytałam, zyskując jego uwagę.

- Mała rozmowa ze starą znajomą. – odrzekł w końcu biorąc łyk kawy, którą przyniosłam – Mmm dobra, ciekawa jaka odmiana.

- Nie zmieniaj tematu, Leto !

- Chloe, daruj, to stare dzieje. – teraz zajął się sernikiem, zapychając nim usta.

- Skąd ją znasz? Co cię z nią łączyło? Shannon, to nie żarty, proszę powiedz mi.  – nie dawałam za wygraną, musiałam wiedzieć. Boże, czemu to wszystko tak się plątało?

- Ehhh niech ci będzie, ale żebyś potem nie żałowała – powiedział i odstawił filiżankę kawy na stół. – Poznałem ją prawie trzy lata temu, w Hiszpanii, była na naszym koncercie z VIPowską wejściówką. Jakimś trafem po koncercie wylądowaliśmy w tym samym clubie, wiesz alkohol i te sprawy. Imprezowaliśmy trochę przez ten czas jak koncertowaliśmy w Europie, chwilowa przygoda, nic więcej, przysięgam. – wiedziałam, że mówił prawdę. Nie mogłam winić go za coś, co robił kiedyś, mimo to, nie mogłam uwierzyć. Teraz dopiero wiadomość, którą dostałam od Veronique po tym, jak związek mój i Shannona wyszedł na jaw, nabrała dla mnie sensu. – No widzisz, mówiłem, że ci się nie spodoba, a nie ma to teraz żadnego związku. Nawet jej nie poznałem, dopiero jak się przedstawiła i przypomniała to skojarzyłem. – tłumaczył się, a znieruchomiałam, gdy zobaczyłam kto zbliża się do naszego stolika. Czy ona nie wystarczyła, naprawdę to było za mało?

- Chloé Hélène Winkler –wzdrygnęłam się na ten niski ton głosu – i jej towarzysz?

- Dzień dobry tato – wstałam i podałam mu dłoń – dzień dobry mamo – zrobiłam to samo, a Shannon siedział jak wryty. Dopiero na moje chrząknięcie poderwał się z miejsca i przedstawił się podając rękę ojcu i całując rękę matki, huh gentleman.

- Widziałaś się już z siostrą? – zapytała moja matka, zajmując miejsce obok mnie. Niska, blondwłosa kobieta po pięćdziesiątce. Prawie nigdy nie musiała pracować, zawsze korzystała z tego co osiągnął ojciec. A’propos ojca, człowiek sukcesu, liczyły się dla niego tylko pieniądze i córka z pierwszego małżeństwa, o czym dowiedziałam się dopiero po tym, jak wkroczyła z buciorami w nasze życie. Przed jej pojawieniem się, wszystko było jak w bajce, szczęśliwa rodzina, niedzielne wypady za miasto na lody, a potem wszystko prysnęło jak bańka mydlana.

- Tak – odparłam bez entuzjazmu.

- Mam nadzieję, że za chwilę do nas dołączy. – powiedział ojciec aż nadto akcentując każde słowo.

- Masz siostrę? – zapytał nagle mój towarzysz.

- Owszem, ma. – powiedziała Veroniqe tuż za jego plecami i szeroko się uśmiechnęła, siadając jak najbliżej niego. Był to pierwszy taki moment w moim życiu, że pragnęłam zniknąć, zapaść się pod ziemię i już stamtąd nie wychodzić.

- Veronique jestem – powiedziała i podała mu rękę udając przed rodzicami, że się nie znają – ty musisz być ten sławny Shannon Leto. – na co on krzywo się uśmiechnął i skinął głową. Dla mnie była to sytuacja niezwykle niekomfortowa, a co dopiero dla niego.

- Ile ma pan lat, panie Lato? – jak z procy wystrzelił George, mój ojciec. Na to pytanie Shannon o mało co nie zakrztusił się pitą właśnie kawą.

- Leto – poprawił go, co w jakimś stopniu mi zaimponowało, gdyż nikt wcześniej nie poprawił mojego ojca, nikt mu się nie sprzeciwił, każdy się go bał, uciekał od niego jak od ognia – Skończyłem 46 w marcu, pańska córka zorganizowała wtedy wspaniałą niespodziankę i przy tym podarowała niezapomniany prezent.

-Na pewno nie swoje dziewictwo – prychnął i zobaczyłam jak Shannon zacisnął pięść pod stołem.

- Nie, coś o wiele bardziej cennego, o czym jak widzę pan nawet nie ma pojęcia.

- 46 mówisz, czyli jesteś o 21 starszy od niej, byłeś dobry z matematyki? – prychnął – Chyba nie, inaczej nie grałbyś w jakieś podrzędnej kapeli i nie umawiał się z gówniarami. Kiedy ty byłeś w jej wieku, ona w majtki sikała. Myślałeś kiedyś o tym? – zapytał ironicznie.

- Nie widzę celu tej rozmowy.

- To zaraz ci pokażę ten cel. – George podniósł głos, a część gości z pobliskich stolików zwróciła się w jego stronę. – Masz pięćdziesiątkę na karku, zaraz będziesz stary i schorowany, ile pożyjesz? Góra 20 lat…Uganiasz się za małolatami, za gówniarami, które ledwo co z kolan wstały, jesteś obrzydliwy. – widziałam jak Shannona ponosiły nerwy, a we mnie samej gotowało się jak jeszcze nigdy.

- Tato, przestań !

- Ty się nie wtrącaj – skierował te słowa do mnie, żeby zaraz powrócić do Shannona – A ona jest jeszcze gorsza, dziwka, która weszła ci do łóżka dla kasy.


- Zamknij się  – Shannon podniósł się z krzesła i ruszył z pięściami na mężczyznę. – nie masz najmniejszego prawa mówienia, a nawet myślenia o Chloe w ten sposób. Kim ty jesteś człowieku? Jej ojcem? Jak w ogóle te słowa przechodzą ci przez gardło, śmieciu? Ta dziewczyna – wskazał na mnie – jest najwspanialszą istotą na tym świecie i kocham ją ponad wszystko. Jestem cholernym szczęściarzem, że to akurat mi przypadł zaszczyt, tak, bo jest to zaszczyt, bycia z nią. Powodowania uśmiechu na jej twarzy, łez wzruszenia i miłości. Nie jestem idealny i nie zawsze traktuje ją tak, jak na to zasłużyła, ale nawet w najgorszych snach by mi nie przyszło do głowy, żeby jej rodzice traktowali ją w taki sposób. Jesteście nic nie warci. – zawahał się i schował pięść. Podszedł do mnie, ukucnął ocierając łzy lecące niepohamowanym strumieniem po policzkach i pomógł wstać. Bez słowa skierowaliśmy się w stronę hotelu dla gości. Ojciec krzyczał coś jeszcze w naszym kierunku, ale żadne słowa już do mnie nie docierały. Nie dzisiaj. 


8 komentarzy:

  1. To jacy byli jej Rodzice mnie po prostu zatkało... Jak można być takim bezuczuciowym dupkiem jak ten jej Ojciec?! :0 To było takie słodkie kiedy Shannon się za Chloe tak wstawił i nawet nie bał się reakcji Georga.:D
    Szczerze mówiąc, to myślałam, że to będzie jakaś poważniejsza operacja ale, na szczęście to nic wielkiego :D Tylko zastanawiam się jak Chloe mogła tego nie zauważyć, że Shannon bierze leki i zastrzyki o.O Ślub był dla niej czymś pięknym i chyba Shannon chciałby z Chloe też wziąć ślub, bo te pytanie czy im zazdrości ;DD
    Czekam na nexta i weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż...powiedzmy,że rodzice Chloe maja swoje powody, żeby zwracać się do niej w dany sposób,a czy słuszne... ;-) myślę,że Shannon nie byłby sobą gdyby się nie wstawił za kimś bliskim, to takie dobre stworzenie <3 Chloe zabiegana,Shannon zabiegany,w gruncie rzeczy mało czasu spędzają razem,nie wiedzą co siê u drugiego dzieje i takie są rezultaty :-( zabieg niby prosty,mało inwazyjny ale niemożność robienia tego co się kocha,gdy zbliża się trasa koncertowa w przypadku Shanna może mieć bardzo negatywny wpływ...Myślę,że jak się kogoś kocha to nie ważne ile się jest z ta osoba,ale podświadomie ta chęć związania się,zawsze gdzieś tam w głowie siedzi ^^
      Niesamowicie dziękuję za komentarz i wsparcie ;**
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Ja dobrze, że operacja Shannona to nic poważnego. A ten cały ojciec Chloe to dupek. Jak ona z nim wytrzymała? Jestem ciekawa, czy Veronique nie pomiesza w ich życiu... Czekam na następny i zapraszam do mnie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam bym się tak szybko nie cieszyła :-P każdy,nawet najmniejszy zabieg,może nieść za sobą komplikacje...nie, żebym spoilerowala, tak tylko :-D nie mogła z nim wytrzymać,dlatego też przeprowadziła się do Steph ;) a Veronique to niezle ziolko i jak się okazało z Shannonem miała już co nieco do czynienia ;)
      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  3. Cześć!!! Dzięki za nowy rozdział, bardzo dużo się tu działo. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że ta operacja Shannona to w sumie nic wielkiego i jakoś mega groźnie zagrażające jego życiu:) Nadal podziwiam Chloe za jej spokój i wybaczenie Shannonowi tego co zrobił na imprezie z tą laska. Piękne wesele i powiem szczerze że liczę na takie Chloe i Shanna w przyszłości tylko chyba bez jej rodziców... Powiem Ci że jestem wściekła na jej ojca i nie rozumiem jego postępowania. Taka menda, że nie wiem:) o siostrze to nawet już mi się nie chce pisac bo coś czuję, że to niezłe źiółko... Także do następnego, pozdrawiam K:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dziękuję za opinie,która jak wiesz jest dla mnie bardzo ważna :) tego typu schorzenia są dość powszechne między innymi u perkusistow, a jak wiadomo Shann się nie ociaga na koncertach ;) ja również podziwiam Chloe,gdyż sama w życiu nie znalazlaby w sobie tyle spokoju i wyrozumiałości, pytanie tylko czy nie będzie tego żałowała... Ojciec niegdyś do rany przyloz, jednak po pewnym incydencie kontakty między nimi zmieniły się diametralnie ;)
      Jeszcze raz dziękuję, buziaki :*

      Usuń
  4. mega, boskie cudowne i normalnie zwalilo mnie z nog tak świetnie roegrana scenka rodzice plus shannon ze ja to wszystko widzialam oczami wyobrazni! pieknie, czekam na kolejna tu i na starbucks i niestety mam nowe notki na stronie ktore ci się nie spodobaja zapewne, pozdrawiam kochana i czekam,
    Female Robbery

    OdpowiedzUsuń