Witajcie, witajcie, witajcie !
Oto i on, rozdział 24. Całkiem sporo się w nim dzieje, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i zostawicie mnóstwooo cudownych komentarzy, jak ostatnio :) Przy okazji jeszcze raz bardzo wam dziękuję za opinię, jest ona kluczowa w kwestii pisania tej historii i mam nadzieję, że dalej będzie mnie wspierać tak jak do tej pory :) Dziękuję.
Lots of love <3
***
Fajerwerki nie były już tak zachwycające, jak wcześniej, ich
odgłos nie powodował przyjemnych dreszczy na ciele, a kolory nie były już tak
piękne. Wręcz przeciwnie, zaczęły być irytujące, pozbawione magii i szybszego
bicia serca. Przeszkadzały. Przeszkadzały myślom, którymi moja głowa była w tym
momencie przepełniona, jak za mała walizka na długi wyjazd, która nie chce się
dopiąć. Przeszkadzały również rozmowie, a raczej naprzemiennym krzykom, które
towarzyszyły nam tej nocy. Nie wiedziałam czy bardziej powinnam się złościć,
czy martwić. Miałam mętlik w głowie, jak chyba jeszcze nigdy. Nieważne ile razy
przytrafiłaby mi się jakaś sytuacja, z nim i tak zyskiwała innej barwy i była
jak nowa. Nie chciałam tego dłużej ciągnąć, nie w taki sposób.
- Shannon – usiadłam naprzeciwko niego i wpatrywałam się w
te piękne ciemne oczy, w danej chwili pozbawione codziennego blasku.
- Odpowiedz mi.
- Ale ja nie wiem co ja mam ci powiedzieć. Nie wiem co z nią
robiłeś. Widziałam jedynie jak – wzięłam głęboki wdech, tak będzie lepiej –
rozmawialiście ze sobą przy samochodzie. Wsiedliście i odjechaliście. Nie
odbierałeś telefonu, impreza się kończyła, wróciłam do domu. Jay wiedział, że nie
byłam w najlepszym nastroju, więc zaoferował, że pojedzie ze mną i tam na
ciebie poczekamy. Tyle.
- Tylko z nią rozmawiałem? – zapytał, a ja przed oczami
miałam ich „rozmowę”, ale byłam twarda.
- A mogłeś coś jeszcze z nią robić?
- Nie ! Na pewno nie ! – uniósł głos, żeby za chwilę chwycić
mnie za rękę. – Przepraszam Chloe za to co się stało. To już się nie powtórzy.
– był szczery, a przynajmniej wyglądał na szczerego. Chciałam, żeby to już nigdy
nie miało miejsca, ale jaką miałam pewność? Teraz jednak bardziej liczyło się
coś innego.
- Co to za operacja Shann? – ze spokojem w głosie zadałam
pytanie, które nie dawało mi spokoju.
- Barku. Od poprzedniej trasy jestem na lekach
przeciwbólowych. Na początku pomagały, czułem się jak młody bóg, ale z każdym
kolejnym tygodniem było coraz gorzej. Stanley, mój lekarz, zalecił zastrzyki, z
którymi było podobnie. Teraz konieczna jest operacja. – beznamiętne słowa
wypadały z jego ust, a ja oszołomiona słuchałam tego.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – był to niczym cios w
plecy. Nie wiedziałam zupełnie nic, ani o tabletkach, ani o zastrzykach, ani o
wizytach u lekarza. Poczułam się, jakbym nic nie znaczyła.
- Nie chciałem żebyś wiedziała. Chciałem sobie sam z tym
poradzić. Nie wiem no, może wtedy byś nie chciała za mną być. Nie dość, że po
czterdziestce, w sumie przy pięćdziesiątce, to jeszcze schorowany. Mogłaś
trafić dużo lepiej.
- Słucham ?! Shannon, co ty w ogóle wygadujesz? Czy ty słyszysz
samego siebie? Kocham tylko ciebie, nikogo innego, nie młodszego, starszego,
bardziej lub mniej schorowanego, tylko ciebie! I przykro mi, że nie
powiedziałeś mi o tym, bo byłoby ci łatwiej. Jak chciałeś sobie sam z tym
poradzić, jak ukryć to przed wszystkimi? Jared ani Tomo nie wiedzą, prawda?
Constance też nie?
- Nie – odparł i zwiesił głowę.
- Niewiarygodne, ale zostawmy to na razie. Najpierw trzeba porządnie
zająć się tym barkiem. Rano zadzwonisz do lekarza, pójdziemy na wizytę i
dowiemy się wszystkiego. A teraz chodź do domu, bo zimno się robi i czekają na
nas.
**
Noc i poranek nie należały do najprzyjemniejszych. Ani na
chwilę nie zmrużyłam oka, czuwałam, rozmyślałam, jednak bez większych
rezultatów. Przed 8 Shannon zadzwonił do kliniki i umówił się z dr Willisem na
wizytę w jego prywatnym gabinecie niedaleko Beverly Hills. Gdy wróciliśmy
wczorajszego wieczoru wszystko było już sprzątnięte i posegregowane, a goście
zbierali się do wyjścia, tak więc nie miałam dużo do zrobienia tego ranka i
zaraz po śniadaniu udaliśmy się do lekarza. Gabinet mieścił się w bogatej
dzielnicy, w dużym dwupiętrowym budynku zagrodzonym wysokim murem przed okiem
wścibskich fotoreporterów. Gdy weszliśmy do środka powitała nas sympatyczna
recepcjonistka oznajmiając, że pan Willis już czeka w pokoju 103. Nie mogłam
stwierdzić kto bardziej się denerwował, czy ja, czy może Shannon, a może
denerwowaliśmy się jednakowo mocno? Po uchyleniu białych mlecznych drzwi,
naszym oczom ukazał się starszy, na oko 60 letni, siwawy z pogodną twarzą i
równie przychylnym nastawieniem, pan Stanley, bo tak też się przedstawił.
- Proszę siadajcie – wskazał nam dwa krzesła stojące
naprzeciw ogromnego mahoniowego biurka, a sam usiadł na obrotowym fotelu po
drugiej stronie – Cieszę się, że jednak przyszedłeś Shannon.
- To zasługa Chloe.
- W takim razie bardzo się cieszę, że udało się pani go
namówić. Zdaję sobie sprawę, że nie było łatwo, wiem, jaki bywa uparty. –
puścił mi oczko i zerknął do karty.
- Starałam się jak mogłam. – cóż, nie kłamałam, sporo mi zajęło,
już w domu, żeby namówić go do tej wizyty.
- Dobrze więc, spójrzmy na to RTG. – zapatrzył się na
zdjęcie rentgenowskie i przez długi czas nic nie mówił - Nie będę owijał w bawełnę, nie jest najlepiej.
W prawym barku wystąpił stan zapalny, a dokładniej zapalenie wokół stożka
rotatorów.
- Przepraszam, ale co to znaczy? – zapytałam, jednocześnie
zaklinając się w myślach, że nie uważałam na biologii.
- Stożek rotatorów jest to taka grupa ścięgien, które łącząc
się ze sobą pokrywają powierzchnię stanu ramienno-łopatkowego i które są
połączone z mięśniami. Uszkodzenie tych ścięgien, w twoim wypadku, powstało
najzwyczajniej w skutek przeforsowania stawu barkowego. Jednak w celu 100%
pewności musimy jeszcze wykonać rezonans magnetyczny, żeby określić stan
ścięgien i mięśni pierścienia.
- Rozumiem, czyli najprościej mówiąc, Shannon przesadził z
graniem na perkusji. – no cóż, a było mówione, ale nie, on zawsze wiedział
lepiej.
- Tak, czasami wpływa też na to anatomia człowieka,
niektórzy są bardziej narażenie na tego typu urazy, inni mniej. Od jakiegoś
czasu próbowaliśmy leczyć to środkami farmakologicznymi, jednak z braku
poprawy, jestem zmuszony do skierowania Shannona na artroskopie. – złożył ręce
na biurku i patrzył na nas z wyczekiwaniem.
- Ile nie będę mógł grać? – w końcu odezwał się perkusista.
- Zależy, od kilku do kilkunastu tygodni. Wszystko zależy
jak szybko zabieg zostanie przeprowadzony, jak silny jest stan zapalny, jak
będziesz się przykładał do rehabilitacji.
- Kilkanaście tygodni? – zapytał wybałuszając oczy – Nie
mogę sobie pozwolić na tak długą przerwę. Zaraz zaczynamy trasę, nie ma mowy. –
już się podnosił, żeby wstać i prawdopodobnie wyjść, ale złapałam go z rękę i
pociągnęłam w dół.
- Shannon ! Tu chodzi o twoje zdrowie, tylko i wyłącznie. To
nie jest ani moje, ani pana doktora widzimisię. Nie zachowuj się jak dzieciak,
proszę cię. Im szybciej poddasz się leczeniu, tym szybciej wrócisz na scenę. –
ścisnęłam jego dłoń w celu dodania mu otuchy. Bardzo dobrze wiedziałam, jak
mógł się czuć w tej chwili, ale jego zdrowie było ważniejsze. Wiedziałam, że
muszę obgadać z Jaredem i tą nieszczęsną Emmą kwestie koncertów. Jeszcze sporo
czasu zostało, w sumie dopiero ogłosili dwie daty i to w dodatku na
festiwalach. Byłam przekonana, że się uda i wszystko będzie dobrze. – Doktorze
Willis, proszę mi powiedzieć, kiedy byłby najbliższy termin tej operacji i na
czym dokładnie ona polega.
- Hmm, spójrzmy – powiedział i kręcąc wąsem między palcami
zerknął do swojego notesu – Prawdę mówiąc bardziej jest to zabieg niż operacja
i można go wykonać w ciągu jednego dnia, paru godzin. Zważając, że sprawa jest
na cito, możesz Shannon przyjechać do szpitala pojutrze 7 lipca wieczorem.
Zrobimy wtedy MRI i na następny dzień rano przeprowadzimy zabieg. Jak wszystko
pójdzie bez problemu, wieczorem ta urocza pani będzie mogła po ciebie
przyjechać. – powiedział i szeroko się uśmiechnął – To jak, zapisujemy?
Spojrzałam się na niego, a ten z bólem wymalowanym na twarzy,
kiwnął twierdząco głową, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Wspaniale. Jak przyjedziecie w czwartek wszystko dokładnie
wam opowiem co i jak. Zapewniam jednak, że to jest zabieg mało inwazyjny,
minimalne nacięcie, prawie zerowa blizna, będzie cacy. – zaśmiał się przyjaźnie
i zapisał wszystkie niezbędne dane do kalendarza.
**
Od zabiegu artroskopii minęły cztery tygodnie. Pierwsze dni
po zabiegu były wyjątkowo ciężkie, gdyż Shannon nie pozwalał sobie pomóc, mimo,
iż nie był w stanie zrobić wielu rzeczy. Ja jednak zawzięcie, mimo nerwów,
krzyków i podobnych zachowań perkusisty, stałam przy jego boku i byłam na każde
zawołanie. Już po paru dniach po operacji postanowiliśmy z Jaredem powiadomić
ich fanów i prasę o przełożeniu trasy. Nikt nie wiedział jaki będzie odzew,
mimo iż tak naprawdę nie koncertowali dopiero od 10 miesięcy to fani już dawno
domagali się występów na żywo. Jared wpadł na pomysł zorganizowania mini
konferencji na VyRTcie, gdzie w trójkę poinformują ludzi o zaistniałej sytuacji
i w ten sposób unikną nieprzyjemnych komentarzy i osądzania o kłamstwa. Muszę
przyznać, iż zadziwiająco zabawnie patrzyło się na to wszystko z boku.
Zebraliśmy się u Jareda w Labie, gdzie cała ekipa przygotowywała kamerę,
oświetlenie i nagłośnienie w salonie. Tomo, Jared i Shannon w temblaku usiedli
wygodnie na kanapie i po zapaleniu się czerwonej lampki zaczęli chat. Wracając
jednak do zdarzeń teraźniejszych wielkimi krokami zbliżał się 13 sierpnia, a co
za tym idzie ślub mojej kochanej przyjaciółki. Plułam sobie w brodę, że nie
mogłam pojechać do Londynu wcześniej i pomóc jej w przygotowaniach, jednak mój
kaleka potrzebował pomocy.
W Londynie na Heathrow wylądowaliśmy 11.08 o 13:30, podróż
minęła bez większych problemów i muszę przyznać, że uwielbiałam podróżowanie
pierwszą klasą. Każdy z pasażerów miał własny, rozkładany fotel, tablet,
połączenie z Internetem, szampan, krewetki i tym podobne rzeczy, które
niezwykle mi odpowiadały. A jeszcze niedawno do USA leciałam klasą ekonomiczną.
Osobiście zakładałam, że gdy będę lecieć do Londynu, będzie to bilet w jedną
stronę i niespełnione ambicje, a tu proszę, leciałam pierwszą klasą z
najwspanialszym mężczyzną na świecie na ślub Stephanie. Po wyjściu z terminala
w drodze do postoju taksówek, zaczepiło nas parę osób, robiąc sobie z nami
zdjęcia i prosząc o autografy, a jeszcze w samolocie było tak spokojnie. Gdy
już udało nam się zapakować do samochodu, podałam taksówkarzowi mój adres na
Soho i ruszyliśmy. Na początku Shannon niezwykle upierał się przy tym, aby na
dwie noce wynająć pokój w hotelu, jednak po usilnych namowach udało mi się
przekonać go na dwie noce w moim mieszkaniu nad pubem. Tęskniłam za tymi
przysłowiowymi czterema ścianami, a możliwość posiadania w nich mężczyzny
mojego życia była niezwykle ekscytująca.
- Czy na pewno myślisz, że to dobry pomysł? – zapytał, gdy
taksówkarz zatrzymał się przed mieszkaniem i powiedział kwotę, jaką mieliśmy
zapłacić. Wyregulowaliśmy należność i wyszliśmy.
- Shanny ! Chodź, zobaczysz spodoba ci się. Stephanie nie
będzie tu przez najbliższe dni, więc będziemy mieć caaaałe mieszkanie tylko dla
siebie. – cieszyłam się niczym dziecko, które dostało nową zabawkę. Z torebki
wyjęłam klucze i otworzyłam zielone drzwi znajdujące się między jednym a drugim
pubem. Z walizkami musieliśmy zawędrować aż na samą górę, na wysokość 4/5
piętra, mijając po drodze małe klatki schodowe, z których można było wejść do
kuchni baru, spiżarni, pomieszczeń socjalnych, aż w końcu do mojego mieszkania.
Przed przekręceniem klucza w drzwiach serce biło mi niemiłosiernie, zależało
mi, żeby Shann dobrze się tu poczuł, żeby mu się podobało.
- Gotowy?
- Jasne – powiedział już nieco bardziej entuzjastycznie.
Niesamowite, w mieszkaniu prawie nic się nie zmieniło.
Wszystko było dokładnie tak, jak urządziłyśmy ze Steph. Zostawiliśmy bagaże w
wąskim przedpokoju i oprowadziłam Shannona po mieszkaniu. Jak na londyńskie
standardy nasze mieszkanie było na bardzo wysokim poziomie, co częściowo było
zasługą moich rodziców. Pierwotnie mieszkaliśmy tu razem z rodzicami, kiedy
tata stawiał pierwsze kroki w biznesie i był managerem restauracji na parterze.
Mama, dekoratorka wnętrz, zaaranżowała mieszkanie tak, że każdy nam zazdrościł.
Do czasu, gdy Veronique, córka ojca z pierwszego małżeństwa, się do nas
wprowadziła, gdyż „znudziło jej się życie z mamą w Paryżu” wszystko było super.
Wytrzymałam z nią jedynie pół roku, potem wyprowadziłam się do Stephanie, która
mieszkała z mamą w trzypokojowym domu.
- Mmmm podoba mi się to łóżko – powiedział zalotnie Shannon
rozkładając się na moim dwuosobowym łóżku zajmującym prawie cały pokój. – To
co, wypadałoby przetestować, nie? – puścił oczko i usiadł na łóżku – Sprawdzić,
czy nie skrzypi...
Roześmiałam się głośno i wgramoliłam na wysokie łóżko.
- A jak twoja ręka? – zapytałam szczerze zainteresowana jego
ofertą przetestowania łóżka.
- Dam radę. – szeroko się uśmiechnął, ściągnął koszulkę i
zaczął namiętnie całować.
**
Kolejny dzień powitał nas pięknymi promieniami słońca.
Wstałam z łóżka zakładając na siebie wczorajszą koszulkę Shannona, która
sięgała mi prawie połowy uda i poszłam zaparzyć kawę. Na lodówce znalazłam
liścik od Steph, jeden dla mnie, drugi zaklejony dla Shannona. Naprawdę?
Jeszcze się nawet nie poznali, a już spiskują. Z lodówki wyjęłam jajka, wędlinę
i warzywa, żeby zrobić omlety. Gdy patelnia już się grzała, zrobiłam sałatkę
owocową i nalałam gorącą kawę do kubków. Wszystko ułożyłam na tacy i
skierowałam się do pokoju.
- Wstawaj śpiochu !
- Mnmn jeszcze nieeeee – marudził pod nosem i zakrył twarz
kołdrą.
- Shanny ! Nie mamy czasu, musimy jechać do tej projektantki,
a potem jestem umówiona ze Steph, żeby jej pomóc. – powiedziałam rozkładając
się na łóżku i zaczynając jeść.
- Mmm moje słońce przygotowało śniadanko, chyba jestem w
niebie – mruczał powoli wynurzając
się spod kołdry.
Przed ślubem nie mieliśmy dużo czasu, żeby pozwiedzać
miasto. Jared jedynie umówił nas do znajomej projektantki, która miała naszykowane
już dla nas stroje na wesele, do centrum miasta. [CHLOE-OUTFIT]W południe umówiona byłam ze
Steph, gdyż jako jej starsza druhna musiałam być na próbie, pomóc jej z
ubraniem się i tego typu sprawami.
**
Następnego dnia, 13 sierpnia 2016 roku dotarliśmy do
niewielkiej nadmorskiej miejscowości, gdzie zaplanowany był ślub, niespełna
dwie godziny przed ceremonią. Na miejscu była już część gości weselnych. Na
skarpie ustawiony był łuk porośnięty białymi kwiatami i rzędy białych krzeseł,
wzdłuż których stały duże pudrowo różowe świeczki. Sceneria była magiczna, szum
fal potęgował efekt. Ślub zaplanowany był na 13, do tego czasu pomagałam pannie
młodej, a Shannon doradzał w nagłośnieniu. Dokładnie o 13, gdy wszyscy goście
zajęli już swoje miejsca, a ja razem z Shannonem, panem młodym i jego świadkiem
staliśmy przy księdzu, pojawiła się ona. Stephanie prowadziła mama, gdyż jej
ojciec zmarł jeszcze przed urodzeniem córki. Obie kobiety wyglądały nieziemsko,
jednak to tylko moja kochana Steph przykuwała uwagę wszystkich. Piękna balowa
suknia w kolorze pudrowego różu z gorsetem bez ramiączek opiewała ciało
brunetki. [STEPH-DRESS] Długie ciemne włosy delikatnie upięte, subtelny makijaż
i to spojrzenie, które mówiło wszystko. Gdy
dochodziła do Jessiego już widziałam, że nie może się doczekać.
- Zebraliśmy się tu w dzisiejszym dniu, żeby razem z Jessim
i Stephanie cieszyć się ich miłością. [STEPH&JESSE]
Tak jak i ksiądz powiedział, tak też było, Tego dnia wszyscy
zebraliśmy się tylko i wyłącznie dla nich i tylko oni się liczyli, a
przynajmniej powinni.
- Shanny ! -
chwyciłam go mocniej za rękę, gdyż Steph upierała się, że ma on stać zaraz przy
mnie obok mównicy – Zobacz jacy oni są piękni! Jacy zakochani ! Widzisz z jakim
oddaniem na nią patrzy?!
- Z nie większym niż ja na ciebie – szepnął do ucha, a kąciki
ust mimowolnie uniosły się ku górze.
-Jeeej ale wspaniali są, prawda? – zachwycałam się.
- Zazdrościsz im? – zapytał nagle z pogodnym uśmiechem na
ustach. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
Oczywiście, że zazdrościłam, dałabym się pociąć, żeby być teraz na ich miejscu
z Shannonem, ale przecież nie mogłam mu tego powiedzieć ! Uratował mnie
siostrzeniec Jessiego, który niósł obrączki w towarzystwie córeczek siostry,
sypiących kwiaty.
- Spójrz, obrączki ! – i tak temat zazdrości na temat ślubu
dobiegł końca. Do sali weselnej, która znajdowała się w przepięknym,
dwunastowiecznym zamku, zabrał nas zarezerwowany autokar. Dzień wcześniej nie
miałam wystarczająco czasu, żeby dowiedzieć się kto dokładnie będzie, co
przygotowali, więc wszystko było dla mnie niespodzianką. Jedną z takich rzeczy
był pierwszy taniec, zatańczyli układ, którego uczyłam ich parę lat temu, na
początku ich znajomości. Bardzo prosty, bez mnóstwa skomplikowanych wyniesień
czy figur, ale dla nich symbolizujący ich miłość. Układ przez który pokazali
to, że jesteśmy przyjaciółmi i mimo kilometrów, które nas teraz dzielą, wciąż
jesteśmy sobie bliscy.
- Mój układ, mój układ! – prawie, że skakałam nad uchem
Shannona, żeby tylko wiedział, że ten układ jest mój. Rozpierała mnie duma i
nie miałam zamiaru tego ukrywać. On jedynie przytulił mnie do siebie i szepną
na ucho te dwa słowa, które zyskały miano moich ulubionych. Uroczystość weselna
była genialna, potrawy niezwykle smaczne, a atmosfera, mimo dużej ilości osób, ciepła
i rodzinna. Gdy wracałam do naszego stolika z kawą i tacą pełną owoców i ciast
dostrzegłam, że Shann nie siedział sam. W pierwszej chwili ucieszyłam się, że
kogoś poznał i kiedy akurat mnie nie było obok, nie nudził się. Jednak gdy
podeszłam bliżej, prawie nie upuściłam trzymanej w rękach tacy. To było
przecież niemożliwe. Niepewnym krokiem podeszłam do stolika i niemal wysyczałam
przez zęby jej imię.
- Veronique.
- Chloe, kochana. – gwałtownie odwróciła się w moją stronę
posyłając mi buziaka tymi piekielnie czerwonymi ustami. Siedziała tak jak gdyby
nigdy nic naprzeciwko Shannona, z piersią wypiętą do przodu, w sukience ledwo
zakrywającej jej sutki i z rozcięciem, które idealnie prezentowało jej
długą, szczupłą i opaloną nogę założoną na drugą. Wręcz krzyczała „Weź mnie”.
- To wy się znacie? – zapytał nagle niczego nieświadomy
Shannon.
-Oh ależ oczywiście, nawet bardzo dobrze. – odpowiedziała i puściła mu oczko, a on jakby lekko się wzdrygnął.
- Bardziej interesujące jest to czy wy się znacie? –
spojrzałam raz na nią, a zaraz potem na niego, ale żadne z nich nie było skore
do gadania.
- No to może was zostawię, widzę, że Amanda mnie woła. –
wstała i posłała mi chyba najbardziej nieszczery uśmiech w życiu. Odeszła, a ja
zajęłam jej miejsce naprzeciwko perkusisty i próbowałam złapać jego wzrok,
który podążał wszędzie, tylko nie skupiał się na mnie.
- Okay, co to było? – zapytałam, zyskując jego uwagę.
- Mała rozmowa ze starą znajomą. – odrzekł w końcu biorąc
łyk kawy, którą przyniosłam – Mmm dobra, ciekawa jaka odmiana.
- Nie zmieniaj tematu, Leto !
- Chloe, daruj, to stare dzieje. – teraz zajął się
sernikiem, zapychając nim usta.
- Skąd ją znasz? Co cię z nią łączyło? Shannon, to nie
żarty, proszę powiedz mi. – nie dawałam
za wygraną, musiałam wiedzieć. Boże, czemu to wszystko tak się plątało?
- Ehhh niech ci będzie, ale żebyś potem nie żałowała –
powiedział i odstawił filiżankę kawy na stół. – Poznałem ją prawie trzy lata
temu, w Hiszpanii, była na naszym koncercie z VIPowską wejściówką. Jakimś
trafem po koncercie wylądowaliśmy w tym samym clubie, wiesz alkohol i te
sprawy. Imprezowaliśmy trochę przez ten czas jak koncertowaliśmy w Europie,
chwilowa przygoda, nic więcej, przysięgam. – wiedziałam, że mówił prawdę. Nie
mogłam winić go za coś, co robił kiedyś, mimo to, nie mogłam uwierzyć. Teraz
dopiero wiadomość, którą dostałam od Veronique po tym, jak związek mój i
Shannona wyszedł na jaw, nabrała dla mnie sensu. – No widzisz, mówiłem, że ci
się nie spodoba, a nie ma to teraz żadnego związku. Nawet jej nie poznałem,
dopiero jak się przedstawiła i przypomniała to skojarzyłem. – tłumaczył się, a
znieruchomiałam, gdy zobaczyłam kto zbliża się do naszego stolika. Czy ona nie
wystarczyła, naprawdę to było za mało?
- Chloé Hélène Winkler –wzdrygnęłam się na ten niski ton
głosu – i jej towarzysz?
- Dzień dobry tato – wstałam i podałam mu dłoń – dzień dobry
mamo – zrobiłam to samo, a Shannon siedział jak wryty. Dopiero na moje
chrząknięcie poderwał się z miejsca i przedstawił się podając rękę ojcu i
całując rękę matki, huh gentleman.
- Widziałaś się już z siostrą? – zapytała moja matka,
zajmując miejsce obok mnie. Niska, blondwłosa kobieta po pięćdziesiątce. Prawie nigdy nie musiała pracować, zawsze korzystała z tego co
osiągnął ojciec. A’propos ojca, człowiek sukcesu, liczyły się dla niego tylko
pieniądze i córka z pierwszego małżeństwa, o czym dowiedziałam się dopiero po
tym, jak wkroczyła z buciorami w nasze życie. Przed jej pojawieniem się,
wszystko było jak w bajce, szczęśliwa rodzina, niedzielne wypady za miasto na
lody, a potem wszystko prysnęło jak bańka mydlana.
- Tak – odparłam bez entuzjazmu.
- Mam nadzieję, że za chwilę do nas dołączy. – powiedział
ojciec aż nadto akcentując każde słowo.
- Masz siostrę? – zapytał nagle mój towarzysz.
- Owszem, ma. – powiedziała Veroniqe tuż za jego plecami i
szeroko się uśmiechnęła, siadając jak najbliżej niego. Był to pierwszy taki
moment w moim życiu, że pragnęłam zniknąć, zapaść się pod ziemię i już stamtąd
nie wychodzić.
- Veronique jestem – powiedziała i podała mu rękę udając
przed rodzicami, że się nie znają – ty musisz być ten sławny Shannon Leto. – na
co on krzywo się uśmiechnął i skinął głową. Dla mnie była to sytuacja niezwykle
niekomfortowa, a co dopiero dla niego.
- Ile ma pan lat, panie Lato? – jak z procy wystrzelił George,
mój ojciec. Na to pytanie Shannon o mało co nie zakrztusił się pitą właśnie
kawą.
- Leto – poprawił go, co w jakimś stopniu mi zaimponowało,
gdyż nikt wcześniej nie poprawił mojego ojca, nikt mu się nie sprzeciwił, każdy
się go bał, uciekał od niego jak od ognia – Skończyłem 46 w marcu, pańska córka
zorganizowała wtedy wspaniałą niespodziankę i przy tym podarowała niezapomniany
prezent.
-Na pewno nie swoje dziewictwo – prychnął i zobaczyłam jak
Shannon zacisnął pięść pod stołem.
- Nie, coś o wiele bardziej cennego, o czym jak widzę pan nawet
nie ma pojęcia.
- 46 mówisz, czyli jesteś o 21 starszy od niej, byłeś dobry
z matematyki? – prychnął – Chyba nie, inaczej nie grałbyś w jakieś podrzędnej
kapeli i nie umawiał się z gówniarami. Kiedy ty byłeś w jej wieku, ona w majtki
sikała. Myślałeś kiedyś o tym? – zapytał ironicznie.
- Nie widzę celu tej rozmowy.
- To zaraz ci pokażę ten cel. – George podniósł głos, a
część gości z pobliskich stolików zwróciła się w jego stronę. – Masz pięćdziesiątkę
na karku, zaraz będziesz stary i schorowany, ile pożyjesz? Góra 20 lat…Uganiasz
się za małolatami, za gówniarami, które ledwo co z kolan wstały, jesteś
obrzydliwy. – widziałam jak Shannona ponosiły nerwy, a we mnie samej gotowało
się jak jeszcze nigdy.
- Tato, przestań !
- Ty się nie wtrącaj – skierował te słowa do mnie, żeby zaraz
powrócić do Shannona – A ona jest jeszcze gorsza, dziwka, która weszła ci do
łóżka dla kasy.
- Zamknij się –
Shannon podniósł się z krzesła i ruszył z pięściami na mężczyznę. – nie masz
najmniejszego prawa mówienia, a nawet myślenia o Chloe w ten sposób. Kim ty
jesteś człowieku? Jej ojcem? Jak w ogóle te słowa przechodzą ci przez gardło,
śmieciu? Ta dziewczyna – wskazał na mnie – jest najwspanialszą istotą na tym
świecie i kocham ją ponad wszystko. Jestem cholernym szczęściarzem, że to
akurat mi przypadł zaszczyt, tak, bo jest to zaszczyt, bycia z nią. Powodowania
uśmiechu na jej twarzy, łez wzruszenia i miłości. Nie jestem idealny i nie
zawsze traktuje ją tak, jak na to zasłużyła, ale nawet w najgorszych snach by
mi nie przyszło do głowy, żeby jej rodzice traktowali ją w taki sposób.
Jesteście nic nie warci. – zawahał się i schował pięść. Podszedł do mnie,
ukucnął ocierając łzy lecące niepohamowanym strumieniem po policzkach i pomógł
wstać. Bez słowa skierowaliśmy się w stronę hotelu dla gości. Ojciec krzyczał
coś jeszcze w naszym kierunku, ale żadne słowa już do mnie nie docierały. Nie
dzisiaj.
To jacy byli jej Rodzice mnie po prostu zatkało... Jak można być takim bezuczuciowym dupkiem jak ten jej Ojciec?! :0 To było takie słodkie kiedy Shannon się za Chloe tak wstawił i nawet nie bał się reakcji Georga.:D
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, to myślałam, że to będzie jakaś poważniejsza operacja ale, na szczęście to nic wielkiego :D Tylko zastanawiam się jak Chloe mogła tego nie zauważyć, że Shannon bierze leki i zastrzyki o.O Ślub był dla niej czymś pięknym i chyba Shannon chciałby z Chloe też wziąć ślub, bo te pytanie czy im zazdrości ;DD
Czekam na nexta i weny :*
No cóż...powiedzmy,że rodzice Chloe maja swoje powody, żeby zwracać się do niej w dany sposób,a czy słuszne... ;-) myślę,że Shannon nie byłby sobą gdyby się nie wstawił za kimś bliskim, to takie dobre stworzenie <3 Chloe zabiegana,Shannon zabiegany,w gruncie rzeczy mało czasu spędzają razem,nie wiedzą co siê u drugiego dzieje i takie są rezultaty :-( zabieg niby prosty,mało inwazyjny ale niemożność robienia tego co się kocha,gdy zbliża się trasa koncertowa w przypadku Shanna może mieć bardzo negatywny wpływ...Myślę,że jak się kogoś kocha to nie ważne ile się jest z ta osoba,ale podświadomie ta chęć związania się,zawsze gdzieś tam w głowie siedzi ^^
UsuńNiesamowicie dziękuję za komentarz i wsparcie ;**
Pozdrawiam ;*
Ja dobrze, że operacja Shannona to nic poważnego. A ten cały ojciec Chloe to dupek. Jak ona z nim wytrzymała? Jestem ciekawa, czy Veronique nie pomiesza w ich życiu... Czekam na następny i zapraszam do mnie. :D
OdpowiedzUsuńJa tam bym się tak szybko nie cieszyła :-P każdy,nawet najmniejszy zabieg,może nieść za sobą komplikacje...nie, żebym spoilerowala, tak tylko :-D nie mogła z nim wytrzymać,dlatego też przeprowadziła się do Steph ;) a Veronique to niezle ziolko i jak się okazało z Shannonem miała już co nieco do czynienia ;)
UsuńDziękuję za komentarz ;*
Cześć!!! Dzięki za nowy rozdział, bardzo dużo się tu działo. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że ta operacja Shannona to w sumie nic wielkiego i jakoś mega groźnie zagrażające jego życiu:) Nadal podziwiam Chloe za jej spokój i wybaczenie Shannonowi tego co zrobił na imprezie z tą laska. Piękne wesele i powiem szczerze że liczę na takie Chloe i Shanna w przyszłości tylko chyba bez jej rodziców... Powiem Ci że jestem wściekła na jej ojca i nie rozumiem jego postępowania. Taka menda, że nie wiem:) o siostrze to nawet już mi się nie chce pisac bo coś czuję, że to niezłe źiółko... Także do następnego, pozdrawiam K:):):)
OdpowiedzUsuńJa dziękuję za opinie,która jak wiesz jest dla mnie bardzo ważna :) tego typu schorzenia są dość powszechne między innymi u perkusistow, a jak wiadomo Shann się nie ociaga na koncertach ;) ja również podziwiam Chloe,gdyż sama w życiu nie znalazlaby w sobie tyle spokoju i wyrozumiałości, pytanie tylko czy nie będzie tego żałowała... Ojciec niegdyś do rany przyloz, jednak po pewnym incydencie kontakty między nimi zmieniły się diametralnie ;)
UsuńJeszcze raz dziękuję, buziaki :*
mega, boskie cudowne i normalnie zwalilo mnie z nog tak świetnie roegrana scenka rodzice plus shannon ze ja to wszystko widzialam oczami wyobrazni! pieknie, czekam na kolejna tu i na starbucks i niestety mam nowe notki na stronie ktore ci się nie spodobaja zapewne, pozdrawiam kochana i czekam,
OdpowiedzUsuńFemale Robbery
Kiedy nowy?
OdpowiedzUsuń