niedziela, 4 października 2015

Rozdział 23

Witajcie, witajcie, drobne opóźnienie z rozdziałem, ale tylko i wyłącznie z powodu kłótni mojego laptopa z hotelowym WiFi. Jednak wróciłam już do domu, więc przez najbliższy czas nie będzie owych problemów ;) 

Dużo nie mówić, zapraszam na rozdział :) 
Ooo i dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem, jesteście kooochane <3 :*


***



Po wielokrotnych namowach Tomo i tysięcznym powtarzaniu sobie w głowie, że jestem aktorką, postanowiłam wrócić do środka i udawać, że nic się nie stało. Niedługo zaczynała się trasa koncertowa chłopaków, więc jakiekolwiek afery nie były nam teraz potrzebne. Brukowce powoli przestawały ekscytować się naszym związkiem, więc gdyby ktoś dowiedział się o tym, co się dzisiaj wydarzyło, karuzela ruszyłaby na nowo. Niepewnym krokiem z wymuszonym uśmiechem na ustach weszłam ponownie do clubu i skierowałam się w stronę naszego VIP’owskiego stolika, przy którym siedział Jared z Jamiem i Vicky.

- Hu hu hu któż to do nas powrócił? – zapytał Jamie jednocześnie patrząc na zegarek – jakieś 40 min, czyżby gorący sex z naszym wiecznie napalonym perkusistą? 

Jedynie spojrzałam na niego z pode łba i pomijając pytanie na temat Shannona, usiadłam obok nich.

- Czy ty naprawdę kontrolowałeś ile czasu mnie nie było?

- Ekhm no wiesz, taki mały męski zakładzik – powiedział lekko speszony.

- Małe męskie zakładziki to już lepiej sobie odpuście, nie wychodzą wam one na dobre – odburknęłam.

- Oj już nie przesadzaj Chloe – włączył się do rozmowy Travis, który niepostrzeżenie dosiadł się do nas – dzięki temu zakładowi, jesteście razem, co by nie mówić taka jest prawda, nikt nie wie czy wasz związek by się tak potoczył, gdyby nie ten zakład.

- Ah no tak, może jeszcze powinnam wam za to dziękować? – zapytałam z ironią w głosie.

- No wiesz, gdyby nie patrzeć, mogłabyś nam za to chociaż kolejkę postawić – oznajmił Jamie dumny niczym paw, że wpadł na tak genialny pomysł. Westchnęłam ze zrezygnowaniem i skierowałam się w stronę baru. Po chwili jednak poczułam jak ktoś mnie od tyłu przytula i usłyszałam głos Vicky.

- Chloe, wszystko w porządku? Minę masz nietęgą, w najlepszym humorze też nie jesteś, a Tomo nic nie chce mi powiedzieć.

- Dziękuję za troskę, ale wszystko w porządku – zmusiłam się do uśmiechu i zamówiłam kilka shotów whiskey. Nie chciałam okłamywać żony Tomo, gdyż była złotą osobą, tak bardzo nie pasującą do tego zgiełku. Prawdę mówiąc nie chciałam się nikomu zwierzać, Tomo wiedział, bo był przy tym, jednak gdyby nie to, zachowałabym wszystko dla siebie. Obwiniałam się za zaistniałą sytuację, szukałam wytłumaczenia, jednak nic logicznego nie przychodziło mi do głowy. Byłam za dobra, czy może niewystarczająco dobra, za bardzo go kochałam, czy za słabo, byłam dla niego wszystkim czy niczym? Przez chwilę rozmawiałam jeszcze z Vicky przy barze, żeby następnie pożegnać się z nią, gdyż jechała odebrać swoją mamę z lotniska. Ja natomiast z tacą pełną kieliszków wróciłam do naszego stolika.

- Oni ci tam robili tą whiskey? – zapytał Jamie.

- Ohh zamknij się – odpowiedziałam i nie czekając na nikogo przechyliłam kieliszek z alkoholem – Travis, masz fajkę? – zapytałam na co siedzący przy stoliku spojrzeli się na mnie jakbym co najmniej zapytała o amfetaminę czy shotgun’a.

- Chloe, nie poznaję cię, przecież ty nie… - przerwałam mu rzucając na odchodne „nie to nie” i skierowałam się w stronę wyjścia, gdzie zahaczyłam jakiegoś kolesia, który dał mi papierosa. Byłam strzępkiem nerwów, na planie potrafiłam zagrać wszystko, potrafiłam wcielić się w każdą rolę, pokazać każdą emocję, ale tego wieczoru byłam bezradna. Kończyłam palić papierosa, kiedy obok mnie pojawił się Jared. Jeszcze jego mi tu brakowało do szczęścia. Wiedziałam, że zaraz zacznie się przesłuchanie i nic ani nikt mnie od tego nie uratuje. Zgasiłam papierosa i czym prędzej ruszyłam przed siebie.

- Jadę do domu, do zobaczenia.

Byłoby jednak za łatwo, poczułam ucisk na prawej ręce i gwałtownie odwracając się w jego kierunku prawie, że nie wykrzyczałam mu w twarz wszystkiego co leżało mi na sercu. Kiedy jednak zobaczyłam jego oczy, smutne, przejęte i pełne zawodu, odpuściłam. Oczy zaszły mi łzami i byłam bliska rozłamu, jednak powstrzymałam się i wyszeptałam jedynie

- Chcę iść do domu, po prostu zawieź mnie do domu, proszę.

W ciszy dotarliśmy na West Hollywood, gdzie mieścił się dom mój i Shannona. Jared zaparzył gorącą herbatę i rozpalił w kominku.

- Brał coś dzisiaj, prawda? – zapytałam w końcu. Leto spojrzał jedynie na mnie i kiwnął twierdząco głową.

- Dlaczego? – zapytałam ze łzami w oczach.

- Kiedy byliśmy dziećmi, nie było nam łatwo. Kiedy mama nas urodziła, była młodsza od ciebie. Ojciec nas zostawił i musiała radzić sobie sama. Byliśmy biedni, nie mieliśmy kasy na nic, chodziliśmy w ciuchach po naszych kuzynach parę lat z rzędu. Dzieciaki wokół nas co rusz miały nowe zabawki, rowery, deskorolki, a my bawiliśmy się puszkami po fasolce i kijkami, ale byliśmy szczęśliwi. – przerwał na chwilę, żeby wziąć głębszy wdech – Wszystko zaczęło się pieprzyć, gdy miałem 17 lat. Nasza sielanka skończyła się, kiedy mama poważnie zachorowała i musiała mieć operację, jednak nasze ubezpieczenie tego nie pokrywało. Jej życie wisiało na włosku, zbieraliśmy kasę wśród sąsiadów, znajomych, ale wciąż było mało. Nie chcieli wykonać operacji do momentu, gdy nie było podpisane zaświadczenie, że spłacimy koszty operacji. Shannon, gdy dowiedział się, że mama może umrzeć, zniknął na parę dni, nie mieliśmy z nim żadnego kontaktu, myślałem, że stchórzył. My robiliśmy wszystko, żeby uratować mamę, a on uciekł, jak zawsze. Jednak po paru dniach wrócił, wrócił z torbą dosłownie wypchaną kasą. Nie pozwolił się pytać, skąd ma kasę. Myślałem, że będzie już dobrze, operacja się udała, mama dochodziła do zdrowia, jednak Shannon się zmienił. Rzucił szkołę, rzucił rodzinę, bywało, że nie wiedzieliśmy gdzie jest przez parę tygodni. Ja poszedłem na studia, a z nim nie miałem kontaktu. Co jakiś czas pojawiał się u mamy, wyglądając coraz gorzej. Mama prosiła, żebym się nim zajął, więc załatwiłem mu epizodyczną rolę w „My so-called life”, jednak tam poznał ludzi z Hollywood, którzy zawrócili mu w głowie i znowu się zaczęło. Jednak w pewnym momencie już nie mogłem tego znieść, nie mogłem patrzeć jak niszczy sobie życie i od tego zaczęła się nasza historia z 30 seconds to mars. Dopiero parę lat temu przyznał się, że kasę na operację mamy pożyczył od dealerów i później musiał ją odrobić, sprzedając narkotyki. Wtedy też sam się uzależnił, tak od narkotyków, jak i od pieniędzy, których nigdy nie było. Przez pierwsze lata kariery też nie było łatwo, w sumie ze względu na niego przyjąłem rolę w Requiem, żeby pokazać mu, co go czeka, jeżeli nie przestanie. Przestał brać, kiedy dołączył do nas Tomo. Bardzo się ze sobą zżyli, on ma na niego świetny wpływ, gdyby nie Tomo, możliwe nawet, że nie bylibyście ze sobą. Nie wiem co się stało tym razem, ale sądzę, że to coś więcej niż tylko chęć bycia na haju.

- Nie wiem co powiedzieć.

- Nic nie musisz mówić, ja wystarczająco się nagadałem – stwierdził ze śmiechem – po prostu pomyślałem, że musisz to wiedzieć. W żadnym stopniu nie pochwalam jego działań, ale daj mu szansę się wytłumaczyć, po tym zdecydujesz, proszę.

- Nie wiem co zrobię jak wróci, nie chcę go widzieć, brzydzę się go, ale go kocham Jay i cholernie się o niego martwię.

Ten wieczór był wyjątkowo męczący i nawet nie wiem kiedy usnęłam. Obudził mnie przeszywający ból głowy. Z wielkim trudem otworzyłam oczy i zobaczyłam, że spałam na kolanach młodszego z braci. Niczym poparzona podniosłam się do pozycji siedzącej i otuliłam kocem, którym musiał mnie przykryć.

- Przepraszam – powiedziałam ochrypłym głosem, na co podał mi szklankę wody.

- Nic się nie stało, nie spałem całą noc, Shannon wrócił koło 5 nad ranem.

Zerwałam się z łóżka i jak na skrzydłach chciałam biec do sypialni, jednak Jared mnie zatrzymał.

- Chloe, poczekaj, daj mu się z tym przespać, był prawie nieprzytomny jak wrócił, nawet nas nie zauważył. – powiedział Leto wyglądając przez okno na samochód.

- Pójdę tylko zerknąć, czy jest cały. – Skierowałam się do pokoju i z sercem walącym niezliczoną ilość razy na minutę uchyliłam drzwi. Jak gdyby nigdy nic spał na łóżku, koszulka rzucona była gdzieś w kąt, buty leżały przy łóżku. Podeszłam bliżej i usiadłam na podłodze łapiąc go za dłoń, potem gładząc do policzku.

- Shanny, co się dzieje? Czemu mi to robisz? Czemu sobie to robisz? – rzucałam pytania w eter, patrząc na tą anielską twarz. Na szyi i klatce piersiowej dostrzegłam trzy malinki. Łzy leciały mi po policzkach i miałam ochotę okładać go pięściami, sprawić mu ból, jednak w drzwiach pojawił się Jared informując, że za godzinę przyjedzie Constance. Ubrałam się więc pośpiesznie i makijażem próbowałam doprowadzić się do stanu użyteczności. W międzyczasie wzięłam też tabletki przeciwbólowe i sprawdziłam sieć w poszukiwaniu jakiś informacji na temat wczorajszego wybryku perkusisty, na całe szczęście niczego nie znajdując. Gdy mama chłopaków przyjechała, usiedliśmy razem przy gorącej kawie i ciastkach i gdyby nigdy nic rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.

- Jak dobrze was widzieć kochani ! – przytuliła mnie i Jareda z całych sił, wręczając dwie torby jedzenia, które przygotowała. – Nawet nie wiecie jak trudno było tu dzisiaj dojechać, połowa ulic w Hollywood pozamykana, zresztą pewnie podobnie w całym kraju. A gdzie mój Shanny się podział ? – zapytała w końcu.

  Z Jaredem uzgodniliśmy, że nie będziemy jej zagłębiać w wydarzenia poprzedniego wieczoru, a nieobecność Shannona zrzucimy na kaca. Tak też powiedzieliśmy, a ona przyjęła to ze stoickim spokojem i przyszła do kuchni pomóc mi w przygotowywaniu jedzenia. W końcu na tak wielką imprezę trzeba było się przyzwoicie przygotować.  Tego dnia mieliśmy świętować 240 urodziny Ameryki. Constance wyglądała genialnie, piękna chabrowa rozkloszowana sukienka do kolan, a do tego białe szpilki i apaszka w amerykańską flagę. Larry, który dojechał godzinę później również nie próżnował w gwiazdy i paski. Przez tak błahą rzecz, jak ich stroje, można było wyczuć ducha Ameryki. Conie postanowiła również mi wybrać odpowiedni na tą okazję strój. Muszę przyznać, wiedziała co robi, wyglądałam jak na prawdziwą amerykankę przystało, mimo, iż nie miałam z nią za dużo wspólnego. Później czekaliśmy w ogrodzie przy rozpalonym barbeque na Tomo, Vicky, jej mamę no i Shannona.  Tomo i Vicky pojawili się niedługo po tym, jak razem z mamą chłopaków nakryłyśmy do stołu. Gitarzysta od razu zajął się grillem, a mama Vicky częstowała nas domowymi konfiturami i nalewkami. Bawiliśmy się cudownie, było rodzinnie, patriotycznie i bardzo smacznie. Był to mój pierwszy czwarty lipca w USA i wiedziałam, że uwielbiam to święto.

- Dzień dooobry – śpiewnie przywitał się ze wszystkimi Shannon i jak gdyby nigdy nic, podszedł do mnie i pocałował w czoło. Spojrzałam wymownie na młodszego Leto, a ten jedynie wzruszył ramionami. – Jest coś do jedzenia? Bo dosłownie umieram z głodu, zjadłbym wszystko !

- Czym chata bogata – odpowiedział pilnujący grilla Tomo.

- Mmm cudownie – odparł i zajął wolne miejsce, pomiędzy krzesłem Tomo i Jareda. Nakładając sobie dosłownie wszystkiego na talerz i jedząc, jakby był głodzony przez co najmniej dwa tygodnie zaczął swój monolog.

- Mamcia, jaki wczoraj był balet – aż złapał się za głowę – tyle ludzi przyszło, impreza pierwsza klasa. Dawno się tak nie wybawiłem – odparł bujając się w rytm muzyki lecącej z głośników– Wszyscy byli dosłownie zafascynowani, czuję, że ta trasa będzie niezapomniana. Ej Tomo - prawie zakrztusił się mięsem przez nagły atak śmiechu - pamiętasz jak prawie zaraz na początku musieliśmy wynosić tego przypakowanego gościa, bo tak się zrobił? – śmiał się w wniebogłosy, jednak cóż, nie wszystkim dopisywał tak dobry humor.

- O której w ogóle wróciliśmy? Chyba trochę przesadziłem wczoraj, bo w pewnym momencie film mi się urwał no i zgubiłem swoją ulubioną zapalniczkę. – odparł nakładając sobie kolejną porcję pieczonych batatów.

- Ja z Jaredem przed 23, ty podobno koło 5 nad ranem. Przepraszam. – wstałam od stołu i skierowałam się do wyjścia.  Zbliżał się już wieczór, jednak musiałam wyjść, przewietrzyć się, pomyśleć. Szłam wzdłuż Hollywood Blvd, kiedy nagle nadjechał czarny Range Rover.

- Hey, Chloe, co jest? Wsiadaj. – powiedział Shannon otwierając drzwi od strony pasażera.

- Nie chcę, chcę się tylko przejść, wracaj do domu, niedługo wrócę – mówiłam idąc dalej przed siebie.

- Chlo, proszę się, wsiądź do samochodu.

Nie chciałam wsiadać, nie chciałam z nim rozmawiać, jeszcze nie, ale wiedziałam, że jest uparty jak cała rodzina Leto, więc poddałam się.

- Gdzie jedziemy? – zapytałam, orientując się, że nie jedziemy w stronę domu.

- Zobaczysz, spodoba ci się – odpowiedział trochę beznamiętnie i dalej jechaliśmy w ciszy.
Było już ciemno, kiedy Shann zatrzymał samochód i wysiedliśmy. Mimo, iż miejsce nie było oświetlone i mało co było widać, to bardzo dobrze wiedziałam gdzie jesteśmy. Stara tabliczka „Hollyridge trial” mówiła wszystko. Niepewnie złapał mnie za rękę i poprowadził wprost w stronę stajni.

- Shannon, witaj dzieciaku – powitał nas starszy mężczyzna, na oko 65 letni.

- Stanley, miło cię widzieć, poznaj Chloe – przywitałam się podając dłoń i poprosili, żebym chwilę na nich poczekała. Po niespełna 10 minutach dostrzegłam najpierw konia, a zaraz potem siedzącego na nim Shannona. Dobra, to był chyba czas, kiedy powinnam się wycofać. Zrobiłam parę kroków w tył, ale zostałam zatrzymana przez Stanleya.

- Wiem, że nie jeździłaś nigdy konno, więc pojedziemy razem – powiedział Shann, a właściciel stajni podał mi kask, a następnie pomógł wgramolić się na konia.

- Nie jest trochę za późno na to? – zapytałam Shannona.

- Nie martw się, trasa jest oświetlona, a ja znam ją jak własną – zawahał się – perkusję – dodał ze śmiechem – Zaufaj mi.

Objęłam go w pasie, żeby nie spaść i uniknąć wizyty w szpitalu, co znając mnie było bardzo prawdopodobne. Mimo, iż na początku miałam pewne obawy do klaczy imieniem Abbey, to byłam zachwycona wolnością, jaką dawała jazda konna. Po niedługim czasie znaleźliśmy się na tarasie widokowym Hollywood Hills. To miejsce przywoływało tyle cudownych wspomnień. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił mi się uśmiech, gdy przed oczyma ukazał się znak Hollywood i przypomniałam sobie jak pierwszy raz Leto mnie tu zabrał. Shannon przypiął Abbey do specjalnych słupków, gdzie miała wodę i jedzenie, a mi pomógł zsiąść. Zdjął bluzę i położył na ziemi robiąc tym samym miejsce, żebyśmy mogli usiąść. Już miałam zacząć rozmowę na temat tego wszystkiego co się wydarzyło i zapytać z jakiej racji mnie tu zabrał, gdy nagle niebo rozjaśniły miliony sztucznych ogni. Było magicznie. Co chwilę nowe kolory pojawiały się na niebie i rozjaśniały Los Angeles w nieopisany sposób. Fajerwerki na Sylwestra na Tower Bridge to marne show w porównaniu do tego. Zdawało mi się, że jesteśmy w samym centrum tego pokazu, dookoła mnóstwo świateł, a my tutaj, na Hollywood Hills, siedząc na ziemi na bluzie Shannona podziwialiśmy to jak pięknie ludzie obchodzą święto swojego kraju.

- Trochę mam znajomości, co? Że nam taki pokaz zafundowali – Shannon próbował zacząć rozmowę, jednak ja byłam zbyt podekscytowana sztucznymi ogniami, niczym małe dziecko.

- Głupku, jest 4 lipca, z tego co wiem to tu  zawsze tak jest !

- Kłamiesz, tym razem jest wyjątkowo, bo jestem tu z tobą – przybliżył się do mnie – Chloe, nie wiem od czego zacząć, nie wiem co powiedzieć. Wczoraj zachowałem się jak gówniarz.

- Jak gówniarz? – prychnęłam – nawet gówniarze tak się nie zachowują – i ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć więcej, bo obiecałam Jaredowi.

- Ehhh nie wiem co się działo wczoraj, ledwo pamiętam, że przyszłaś, nie wiem jak się znalazłem w domu. Chloe, jest mi tak cholernie wstyd, przemyślałem to wszystko i uważam, że – zawahał się – zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie.

- Co? Shannon ! Co do cholery? Co ty wygadujesz? Masz gorączkę, czy jak?

- Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry. Na każdym kroku sprawiam ci przykrość. Jestem jebanym ćpunem, który zamiast udać się o pomoc do ludzi, których kocham, idzie po dragi.

- Shannon ! – prawie krzyknęłam – spójrz na mnie ! – złapałam go za brodę i skierowałam w moją stronę. Po pewnym czasie dopiero spojrzał mi w oczy. Zawsze pełne iskier teraz były jakby zamglone, puste i bez wyrazu.

- Shanny, co się dzieje? Proszę cię, powiedz mi, nie dlatego mnie tu zabrałeś, żeby mnie zostawić. – mało brakowało, żebym się rozkleiła. Perkusista wziął głęboki oddech, złapał mnie za ręce i prawie szeptem rzekł

- Muszę mieć operację. 

Zapadła cisza, nie wiedziałam co zrobić, zmroziło mnie, po całym ciele przeszedł mnie dreszcz strachu, bałam się pytać.

- Wczoraj przez imprezą byłem u lekarza. Już od jakiegoś czasu się z tym męczę, jednak myślałem, że będzie dobrze, że się obejdzie bez operacji. Ta informacja w pewnym stopniu mnie zabiła. Zamiast przyjść do ciebie, mamy, Jareda – byłam pewna, że właśnie otarł łzę – stchórzyłem, poszedłem na jebaną łatwiznę. Na imprezie była moja ex, z którą swojego czasu ostro imprezowałem. Miała dostęp do dragów, tak też było tym razem, skołowała trochę mety, dwie kreski. Ona – przerwałam mu „Jessica” wyszeptałam jej imię – tak, Jessica, skąd wiesz?

- Tomo mi powiedział

- Kiedy Tomo ją widział?

- Na imprezie,  jak z nią wychodziłeś i gdzieś jechałeś – odparłam beznamiętnie.

- Co? – zapytał wyraźnie zdziwiony.

- Dlaczego musisz mieć operację? Co się dzieje?

- Dlaczego byłem z Jessica?

- Czy to coś poważnego? – zmieniałam temat, nie chciałam rozmawiać o Jessice, jednak on cały czas naciskał.

- Co do jasnej cholery robiłem z Jessicą?! – tym razem krzyknął, a ja podskoczyłam ze strachu.












14 komentarzy:

  1. O jaaa pierdole! Ze sie tak wyraze. Uwielbiam uwielbiam uwielbiam i czekam co to za operacja czeka Shanna bo zmartwilam sie lekko tym jak chcesz to zakonczyc bo same straszne rzeczy do glowy mi przychodzą i o co chodzi z ta byla dziewczyna.
    A u mnie na mikaelsonach nowy rozdzial wiec zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami bluźnierstwo wyraża więcej niż tysiąc słów, jak Rafaello <3 dziękuję,dziękuję,dziękuję nawet nie wiesz ile takie słowa sprawiają mi radości! ^^ ojj a zdradz co ci tam w głowie siedzi a'propos zakończenia,jestem niezwykle ciekawa,proooosze :D
      Wbijam na mikaelsonow :)

      Poozdrawiam :**

      Usuń
    2. Po glowie mi chodzi brak happy endu, tyle tylko zdradze ;d i juz sie zamykam
      zamykam

      Usuń
    3. Niedobra Ty! Jestem ciekawa jaki koniec tej historii widzicie :D niby jeszcze 7 rozdziałów :D więc wszystko może się zdarzyć :P

      Usuń
    4. Mysle ze tu to bedzie dziwne zakończenie i zalezy dla kogo bedzie to albo happy end albo jego brak ;d ale co juz tam w Twojej głowie siedzi to nie wien ;d

      Usuń
  2. WOW:) ale sie wszystko gmatwa.. pozostaje czekac na nastepny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to dopiero początek... :D hyhyh :D
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam :))

      Usuń
  3. Hej, hej, hej. Jaka operacja? I co z tą Jessiką? A tak w ogóle to nie urywa się w takim momencie. Mam nadzieję, że następny rozdział dodasz szybko, bo przez ciebie jestem jak kłębek nerwów. I jaka operacja?

    I oczywiście zapraszam do mnie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to dziwnie zabrzmi,ale cieszę się,że jesteś kłębkiem nerwów :D a dokładniej dlatego,że takie emocje wywołuje ta prosta historia :) co do reszty...cóż,może niedługo się wyjaśni co i jak :P
      Lecę nadrabiać na Bright lights :)
      Pozdrawiam ;))

      Usuń
    2. No mam nadzieję, że się wyjaśni...

      Usuń
  4. No właśnie Shannon co ty do jasnej cholery robiłeś z Jessicą????? O to jest pytanie. Muszę Ci powiedzieć, że podziwiam spokój Chloe po tym co zrobił Shannon ona tak długo zachowała zimną krew i nawet słowem się nie odezwała. Ja bym go chyba rozszarpała:) Kurcze jestem ciekawa co jest nie tak z Shannonem i w ogóle co tam dalej zaplanowałaś:) Już czekam na następny rozdział. Pozdrawiam K:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie,której nurtuje każdego! :D powiem szczerze, że ja też podziwiam stoicki spokój Chloe, sama chyba nie byłabym w stanie tak bardzo ukrywać bólu i całej reszty emocji towarzyszących przy takim rozwoju sytuacji,silna z niej babka ;) wg mojego magicznego plannera kolejny rozdział w okolicach 15 października :D

      Dziękuję, buziaki ;**

      Usuń
  5. Łooooooooo, miałam co nie co do nadrobienia... No to się porobiło, z jednej strony wuhuu fajnie mamy domek i idziemy na imprezę, z drugiej jak mogłeś mnie zdradzić i brać narkotyki?!
    Ciekawe na co a Operacja? Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze :)
    Przepraszam, że nie komentowałam poprzednich postów ale brak internetu robi swoje ://
    Cóż, weny życzę i powodzenia przy następnych rozdziałach ;) Dzisiejszy odcinek był zaje*isty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję i cieszę się,że się podoba ^^ wybaczam i rozumiem brak wcześniejszych komentarzy :P niestety często tak bywa,że jest fajnie, miło,sympatycznie i nagle bum :D mam nadzieje, ze kolejne rozdziały nie zawiodą ;)
      Pozdrawiam :))

      Usuń