Dni mijały mi szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. W
prawdzie nie były one zbyt urozmaicone, ale budziłam się i zaraz musiałam kłaść
się spać. W międzyczasie siłownia, sauna, jakieś zakupy. Od naszego weekendu z
Shannonem minął ponad tydzień. W tym czasie perkusista dzwonił parę razy,
bywało, że przegadaliśmy parę godzin na telefonie, zapraszał do siebie na piwo
i pizzę. Tak, jak to robią kumple. Stawiam, że to z powodu wyjazdu Tomo, który
zrobił sobie dłuższą przerwę i razem z żoną wyjechali na wakacje. Przez to
Shannon nie miał blisko swojego przyjaciela i chyba ja byłam na zastępstwo.
Irytowało mnie to, dziwnie się z tym czułam, chciałam powiedzieć o tym
Shannonowi, ale byłam w LA sama. Nie miałam tu nikogo. Nie znałam tu dużo
ludzi. Prawda jest taka, że nie byłam najbardziej lubianą osobą. Jak się
dowiadywałam, dla większości ludzi stanowiłam jakiegoś rodzaju zagrożenie,
byłam zbyt pewna siebie, zbyt optymistyczna, zawsze chciałam czegoś więcej,
sięgałam po więcej i większości przypadków to dostawałam. Jak na swój wiek
byłam również bardzo dojrzała, zawsze lepiej dogadywałam się ze starszymi ode
mnie, po prostu, miałam z nimi więcej tematów do rozmów. To też był powód mojej
„samotności”. Mam przyjaciół, nie jestem samotnikiem. Uwielbiam ludzi, ale
wszyscy zostali w UK. Tutaj mam Shannona…
Była godzina 11 i właśnie
szykowałam się na próbny dzień zdjęciowy. W Los Angeles robiło się coraz
cieplej, niedługo w końcu kalendarzowa wiosna, chociaż w przeciwieństwie do
Londynu miałam wrażenie, że już dawno jest lato. Przyznam się szczerze, że
uwielbiam eksponować swoje nogi. Wiem, brzmi to okropnie, ale szczerze je
uwielbiam. Kosztowały mnie one wiele poświęceń, mnóstwo godzin na siłowni,
kilogramy niezjedzonych ciast i innych pyszności. Było warto, chociażby
dlatego, żeby dzisiaj założyć sukienkę. [OUTFIT 1] Byłam niezmiernie ciekawa
dzisiejszego dnia. Chciałam poznać ekipę, przeczytać scenariusz. Do tej pory
znałam jedynie zarys fabuły i krótki fragment nie mojej postaci, który przedstawiałam
na castingu. Po drodze wjechałam oczywiście do Starbucksa po dużą Americano i
wzięłam do przegryzienia migdały i przepyszną ciabattę z kurczakiem. Jechałam w
stronę Bell Gardens kiedy dostałam telefon
- Chloe? Tu Peter Brown. Bardzo
cię przepraszam, ale Fincher wylądował w szpitalu i plan się przesunie
przynajmniej o parę tygodni.
- Jej ale wszystko z nim w
porządku? To coś poważnego? – zaniepokoiłam się i zjechałam w boczną uliczkę.
- Tak, tak, wszystko okay, po
prostu musiał mieć jakiś zabieg i tyle. Nie martw się. Powiadomię cię o
spotkaniu i jeszcze raz bardzo przepraszam.
- Nie ma problemu, Peter. W pełni
to rozumiem i proszę przekaż Davidowi, żeby szybko doszedł do zdrowia i
zabierał się za kolejny genialny film.
- Heh dam mu znać. Dobra, trzymaj
się piękna i do usłyszenia.
- Bye, bye.
No to super. Miałam nadzieję, że
miło spędzę dzień, zleci jakoś, nie tylko na siedzeniu w domu. Miałam jedno
wyjście, dość zaskakujące, jak na mnie, ale cóż. Podjechałam pod dom w którym
już jakiś czas nie byłam. Rozejrzałam się uważnie czy przypadkiem nie czają się
gdzieś natarczywi paparazzi i gdy byłam pewna, że nie wyszłam i zadzwoniłam
dzwonkiem. Dość długo czekałam aż ktoś wyjdzie i otworzy mi bramę, już miałam
wracać do domu, kiedy zza drzwi wyłoniła się głowa z okularach
przeciwsłonecznych. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranej furtki i
weszłam do środka. Weszłam do środka i nie mogłam się nadziwić się własnym
oczom. Już na korytarzu zaczęłam zbieram walające się po podłodze śmieci, butelki
po piwie, torebki po chipsach, brudną koszulkę. Szłam dalej i było coraz
gorzej. Salon z kuchnią wyglądały jak śmietnisko. Ktoś dawno temu próbował coś
gotować. Stół zastawiony był w większości pustymi butelkami po whiskey. A
właściciel po otworzeniu mi furtki zniknął. Zdjęłam kurtę i razem z torbą
położyłam ją na kanapie, która o dziwo była czysta. Przeszukałam szafki
kuchenne w celu znalezienia worków na śmieci, gdy na takowe się natchnęłam
zaczęłam wrzucać wszystkie śmieci porozrzucane po całym mieszkaniu. Masz ci
babo placek, przyjechałam, żeby nie siedzieć sama w domu i się nie nudzić, a i
tak jestem sama tylko nie w swoim domu i sprzątam. Ogarnięcie całego tego syfu
zajęło mi niecałe dwie godziny. Przez ten czas gospodarz ani na chwilę się nie
pojawił. Przeszukałam lodówkę w poszukiwaniu potrzebnych składników. Usmażyłam
jajecznicę, do jednej szklanki nalałam sok pomidorowy, który znalazłam w
lodówce, do drugiej wycisnęłam sok z 4 cytryn i dodatkowo zaparzyłam kawę.
Położyłam wszystko na tacy i skierowałam się w stronę sypialni. Zrezygnowałam z
pukania i weszłam do środka. Smród unoszący się z pokoju przyprawiał o mdłości.
Zasłony były zaciągnięte na okna tak, że ani promień słońca nie dostawał się do
pokoju i było ciemno jak w jaskini. Położyłam tacę na szafce nocnej, zrzucając
wcześniej na podłogę puszki po Red Bullu i papierowe kubki od kawy. Odsłoniłam
zasłony i otworzyłam okna na oścież za co dostałam dość nieprzyjemne obelgi ze
strony faceta leżącego na łóżku. Stałam zapatrzona w krajobraz myśląc co dalej
zrobić. To już drugi raz. Z jakiej racji miałam znowu się tym zajmować. Tak
bardzo chciałabym być w tym momencie bezduszną suką, która zobaczywszy go w tym
stanie, obróciłaby się na pięcie i wyszła. Skierowałam się do łazienki do
której drzwi znajdowały się w pokoju. Aż dziwne, ale tu nie było nawet grama
brudu. Nalałam wodę do wanny,
naszykowałam ręczniki i wróciłam do sypialni. Z wielkim trudem nakarmiłam
Shannona jeszcze ciepłą jajecznicą i dałam mu kawę, którą na wpół przytomnie
wypił.
- Shannon ? – zapytałam spokojnym
głosem – Shannon, chodź, wstań, musisz się wykąpać.
W odpowiedzi usłyszałam tylko
majaczenie, nic konstruktywnego.
- Shann, proszę cię. Wyglądasz
fatalnie. – Usiadłam obok niego na łóżku i serce mi się krajało. Nie wiedziałam
dlaczego ten mężczyzna robi sobie taką krzywdę. Człowiek, który ma wszystko, od
kochającej rodziny do światowej kariery włącznie. Wcześniej była impreza,
pokłóciliśmy się, miał jakiś tam powód, ale teraz. Nie mogłam patrzeć jak się
stacza. Po usilnych próbach i prośbach obudził się, usiadł na łóżku i
nieprzytomnym wzrokiem popatrzył na mnie.
- Ostatni raz proszę, pójdziesz
się wykąpać? Woda już jest pewnie zimna. – zapytałam z ogromną nadzieją w
głosie, gdyż nie miałam już siły.
- Okay
Ohh wielkie dzięki. Wstał, lekko
chwiejnym krokiem poszedł w stronę łazienki, a ja za nim. Bałam się zostawiać
go samego w łazience, bałam się, że się poślizgnie, przewróci, a nawet utopi w
wannie. W głowie miałam czarne scenariusze. Weszłam więc razem z nim i gdy się
rozbierał odwróciłam głowę.
- Już – mruknął tylko gdy znalazł
się w wannie.
Odwróciłam się w jego kierunku i z politowaniem patrzyłam na
niego. Siedział bezradnie w tej wielkiej wannie i wpatrywał się w swoje dłonie.
Wzięłam z pułki mydło i myjkę. Namydliłam ją i podałam Shannonowi, ale widząc
jak mozolnie mu to szło postanowiłam mu pomóc. Będę się za to smażyć w moim
własnym piekle. Podeszłam do wanny i uklęknęłam przy niej, wzięłam od Shannona
myjkę i delikatnie zaczęłam mu namydlać barki, umięśnione ramiona, ręcę i
dłonie, nie stawiał sprzeciwu, następnie umyłam jego rozbudowane plecy by zaraz
potem dokładnie wymyć klatkę piersiową. Dłoń drżała mi i gdyby nie stan
Shannona na pewno by to dostrzegł. Czułam, że temperatura mojego ciała
wzrastała, oddech był coraz płytszy. Zamknęłam na chwilę oczy, żeby odetchnąć,
gdy nagle poczułam uścisk dłoni na mojej ręce.
- Przepraszam – wyszeptał –
gdybym tylko mógł ci to wytłumaczyć – smutek malował się na jego twarzy, a ja
byłam jeszcze bardziej zmartwiona całym tym zajściem.
Po paru minutach podałam
mu ręcznik i czystą bieliznę, którą wyjęłam z komody. W międzyczasie w pokoju
zrobiło się bardziej rześko i nie czuć już było smrodu alkoholu i fajek. Kiedy
Shannon się ubierał zdjęłam z łóżka brudną pościel, dowiedziałam się gdzie jest
nowa i powlekłam ją. Perkusista wrócił i usiadł na łóżku. Podałam mu szklankę z
sokiem z cytryny i gdy powąchał i zorientował się co mu daję skrzywił się.
- Sok z cytrynu, musisz wypić,
twój organizm teraz tego potrzebuje. Uwierz mi, będzie ci po tym lepiej. –
powiedziałam z troską w głosie. Już nie raz leczyłam tak siebie i znajomych po
grubej imprezie, zawsze pomagało. Z wielką niechęcią i skrzywieniem na twarzy
opróżnił szklankę szybko sięgając po butelkę z woda stojącą przy łóżku.
- Grzeczny chłopiec –nawet nie
wiem czemu to powiedziałam. Minęła chwila po czym Shann poprosił, żebym usiadła
obok.
- Chloe, kurwa no, są sprawy o
których nie możesz wiedzieć. Nawet nie wiem jak ci dziękować za to, co dla mnie
robisz, nie musiałaś, a i tak zrobiłaś. Ale tak czy siak nie mogę ci tego
powiedzieć. Nie powinienem cię wciągać w to wszystko. Jestem starym gościem, a
zachowuje się jak gówniarz. Wszystko powinno zostać na zasadzie stosunków
zawodowych. – mówił bez emocji, niby się denerwował, ale te wszystkie słowa
były puste.
- W taki sposób chcesz mnie
spławić, tak? Tak po prostu? Sorry, mam problemy, ty jesteś za młoda, nie ma
sensu w to brnąć, ale dzięki za sex, którego nie pamiętam, za to, że się nie
nudziłem przez ten czas, ale już możesz sobie iść, drzwi są tam, tak? Tego
chcesz? Ależ proszę bardzo, spełnię twoją ostatnią zachciankę Leto. –
odskoczyłam od niego czym prędzej i popędziłam na dół, zabrałam torebkę i
kurtkę.
Byłam już na dworze i miałam otwierać furtkę, kiedy przede mną po
drugiej stronie pojawiła się młoda dziewczyna. Blondynka, wyższa ode mnie,
posiadaczka niesamowicie długich nóg i sztucznych cycków. Ubrana była bardzo
wyzywająco, powiedziałabym nawet, że za bardzo [OUTFIT VICKY].
- Cześć, jestem Vicky. –
obejrzałam ją dokładnie od góry do dołu.
- Kim jesteś?
- Już powiedziałam, Vicky –
głupio się uśmiechnęła i wyjęła z torebki błyszczyk.
- Nie rób ze mnie debila, tylko
powiedz mi kim do cholery jesteś i co tu robisz? – zapytałam tracąc powoli
nerwy.
- Przyszłam do pracy, zadzwonił
gość i powiedział, że chce zamówić blondynkę na popołudnie i wieczór, więc
jestem – powiedziała, jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą.
- Jesteś
dziwką? – zapytałam wprost z pogardą.
- Wypraszam sobie
obrażanie mnie.
- Dobra,
zamknij się i wynocha, nikt tu nikogo nie zamawiał, pomyłka. – praktycznie wykrzyczałam
jej w twarz.
- Hej, hej,
było zamówienie, przejechałam kawał drogi, na pewno nie odejdę stad bez kasy. –
powiedziała łapiąc się za boki.
- Kurwa…ile
tej kasy trzeba ci zapłacić?
- Za samo
przyjechanie, bez usług to będzie 300$ - powiedziała dumnie.
- Ja pierdole…
- przeklęłam pod nosem i wyjęłam z torby portfel i wręczyłam jej trzy stu dolarowe banknoty – bierz to i wynoś
się jak najdalej stąd.
Zamiast iść do
samochodu i wrócić do domu, obróciłam się na pięcie i z nerwami wparowałam do
domu Shannona. Nie ukrywając wkurzenia weszłam po schodach i z impetem
otworzyłam drzwi.
- Więc tu o to
chodzi tak? O pierdolone dziwki, które sobie tutaj sprowadzasz tak? To jest
twoja życiowa filozofia? Wiesz co ci jedynie powiem? Że bardzo dobrze się
kamuflujesz i może też powinieneś spróbować kariery aktorskiej, jak twój brat,
bo jesteś w tym naprawdę dobry. Gdybym tylko wiedziała to zostawiłabym cię tu
na pastwę losu zarzyganego w tym cuchnącym pokoju. – spojrzałam na niego z
pogardą i wyszłam z pokoju zbiegając po schodach.
Słyszałam za sobą ociężałe
kroki Shannona, nawet jego krzyk. Próbował coś tłumaczyć, zatrzymać mnie, ale
nic do mnie nie docierało, wszystko jakby wlatywało jednym uchem, a wylatywało
drugim. Udało mu się dogonić mnie w korytarzu przed samym wyjściem, złapał mnie
za ramię, czego po chwili pożałował, bo niewiele myśląc uderzyłam go w twarz.
Rozluźnił uścisk, a ja czym prędzej wyszłam z domu. Wsiadłam jak najszybciej do
samochodu i cała zapłakana i roztrzęsiona ruszyłam w stronę domu. Głowa bolała
mnie niemiłosiernie od nerwów, nie mogłam się pozbierać, obraz mi się
zamazywał. Nie wiedziałam co robić, nie wiedziałam co się ze mną działo. Dosłownie jakbym nie była sobą. Szczerze
wątpiłam, czy było jakieś pozytywne wyjście z tej sytuacji. Bolało to jak mnie
potraktował, według mnie nie było wytłumaczenia dla jego zachowania. Jechałam
dość szybko przez wąskie osiedlowe uliczki. Może trochę za szybko. Łzy leciały
w niesamowicie szybkim tempie i nie byłam w stanie ich wycierać, chciałam
zadzwonić do Steph, już wybierałam numer, gdy nagle dostrzegłam ciężarówkę
wyjeżdżającą zza zakrętu, a ja niebezpiecznie szybko się do niej zbliżałam.
Upuściłam telefon i mocniej złapałam za kierownicę wciskając pedał hamulca do
końca. Miałam wrażenie, że mój samochód na to nie reagował. Z taką samą
prędkością zbliżał się nieubłaganie do ciężarówki. Gdy nagle nastała światłość,
dosłownie, jedyne co widziałam to białe światło, a potem zamknęłam oczy.
***
Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału, szczególnie do zakończenia...Mam pewnego asa w rękawie, ale muszę odpowiednio rozwinąć akcję, żeby go użyć ;) Mam nadzieję, że wybaczycie ;)
Dziękuje tym, którzy są, czytają i komentują <3
A resztę czytelników, tych incognito proszę, jeżeli przeczytałeś, skomentuj :)
Buziakiiii :***
No, no - dlaczego zawsze tak jest że ludzie nie słuchają co się do nich mówi a jedynie słyszą to co chcą usłyszeć. Nawet jeśli w niewielu przypadkach jest inaczej i tak na sam koniec następuje nadinterpretacja wychodzi na to samo ;-) dzięki temu że wiedziała lepiej jest właśnie w tym punkcie a nie innym - mam wrażenie albo inaczej nadzieje że wyjdzie jej to ma dobre koniec końców - złe dobrego ppoczątki
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
K.B
Ps. Rozdział fajny, końcówka trochę nie w twoim stylu -ale i tak chylę czoła, czekam na psikusa, zaglądam jutro i sprawdzam czy jest następny żeby dowiedzieć się co się wydarzy
OdpowiedzUsuńK.B.
Ludzie w 99% przypadków postępują niezwykle impulsywnie, kierują się emocjami przez co mało widzą, bądź też nie chcą wielu rzeczy zobaczyć. Dziękuję niesamowicie mocno za opinię i z końcówką w pełni się zgadzam ;) Rozdziały staram się dodawać jak najczęściej, ale są pisane na bieżąco, więc mam nadzieję, że rozumiecie ;)
UsuńDziękuję :*
Hej! Dziękuję bardzo za nowy rozdział:) Oj ten Shan to człowiek zagadka. Jak człowiek ma problemy to powinien je próbować rozwiązać i szukać pomocy a nie zamykać się w sobie i co gorsza szukać ratunku w używkach... Jestem bardzo ciekawa Twojego asa w rękawie. Ja też jakoś nie czuję tej końcówki, ale i tak rozdział świetny. Szkoda mi tylko Chloe. Jest za dobra dla Shannona:) Wysprzątać mu mieszkanie po imprezie i doprowadzić Shanna do ładu... Mam nadzieję, że nasz Szaniasty jej się jakoś zrewanżuje:) Pozdrawiam K:)
OdpowiedzUsuńJa bardzo dziękuję za komentarz, jesteś moją czytelniczką numer 1 !!! :* Wiem, że końcówka średnia, ale staram się to jakoś rozwiązać, może mi się uda ;)) Shannon i Chloe to są dwa silne charaktery, mimo iż Chloe jeszcze tego nie pokazała, na daną chwilę jest bardzo uległa i korzysta z okazji, nawet jeżeli odbija się to na niej. A Shan jak to Shan, tajemniczy, ale kochany, chociaż Chloe się jeszcze o tym do końca nie przekonała ;D
UsuńDziękuję i buziaki :*
:):):):*:*:*
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się z każdego komentarza i każdy jest dla mnie ważny :) :*
Usuńgenialne! najbardziej interesujące opowiadanie o Marsach jakie przyszlo mi czytać, sama co prawda zaczelam pisac pewne takie ale jednak siedzi grzecznie w laptopie i czeka razem z resztą zaczętych i niedokończonych historii :) pozdrawiam i mimo innej tematyki zapraszam do siebie www.mikaelson-family.blogspost.com - liczę przynajmniej na powiadamianie mnie o nowościach ;)
OdpowiedzUsuńOjej dziękuję, bardzo mi miło <3 moje jest czystą improwizacją :D na pewno odwiedzę i będę informować :) pozdrawiam :))
UsuńHi <3 Wczoraj dostałam od koleżanki link do twojego bloga no i zabrałam się za czytanie. Mimo, że to dopiero 10 rozdział jestem bardzo zaciekawiona jak dalej potoczy się ta historia głównie mając na uwadze zaskakujące zakończenie ostatniego odcinka. Podoba mi się to z jaką delikatnością i łatwością czyta się twoje opowiadanie. Czekam zniecierpliwiona na kolejny rozdział. xx
OdpowiedzUsuńWitam,witam :D Bardzo jestem zadowolona, że opowiadanie przypadło do gustu :) I bardzo dziękuję za miłe słowa i komentarz :) Pozdrawiam
UsuńBuziaki :)