wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 11

Jeżeli czytasz, skomentuj, żebym wiedziała, że jesteś :)

Enjoy ! :)


Miałam wrażenie, że moje powieki były ze stali, nie mogłam ich otworzyć mimo, iż bardzo chciałam. Słyszałam natarczywy dźwięk, który rozlegał się w mojej głowie, ale nie mogłam zlokalizować jego źródła. Bałam się, nie wiedziałam czego się spodziewać po otworzeniu oczu. Nie wiedziałam gdzie jestem i co ze mną się stało. W głowie miałam przeróżne myśli, każdy najgorszy scenariusz, zero litości. Dźwięk ustąpił, miałam ciszę i spokój, mogłam pomyśleć, jednak nie na długo, po pewnym czasie znowu dał o sobie znać i to dużo głośniej i donośniej niż wcześniej. Zebrałam w sobie siły i otworzyłam oczy. Leżałam, więc podniosłam się na rękach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Spojrzałam się na swoje dłonie, a następnie odkryłam kołdrę, którą byłam przykryta. WTF?! Czy to naprawdę możliwe? Przez cały ten czas…? Jeszcze raz dokładnie przyjrzałam się wszystkiemu. To musiała być prawda. Ja pierdole. Sięgnęłam ręką po piszczący przedmiot, a dokładniej mój telefon i budzik, który to wydawał tak irytujące dźwięki. Wyłączyłam budzik i spojrzałam na datę i godzinę – 9:45, 6 marca. Dodatkowo na moim telefonie widniało powiadomienie, że za ponad dwie godziny mam spotkanie z reżyserem i całą filmową ekipą. Nie dochodziło to do mnie. Wstałam z łóżka i podeszłam do krzesła, gdzie miałam naszykowany strój, ciemno zieloną sukienkę i jeansową kurtkę, nie były noszone, pachniały płynem do płukania. Miałam ochotę się rozpłakać, chwyciłam za telefon i wybrałam numer Shannona. Musiałam się upewnić. Po 5 sygnałach usłyszałam głos Shannona.

- Co tam cukiereczku? – zapytał jakby nigdy nic.

- Jesteś w domu? Wszystko okay? Co robisz? – pytałam chaotycznie.

- Taaak, siedzimy z Jaredem i pijemy kawę, hey co się stało?

- O Boże jak dobrze, tak się bałam – praktycznie krztusiłam się własnymi słowami.

- Ej mała, co się dzieje? Przyjechać do ciebie? W domu jesteś? Poczekaj już jadę. – po jego słowach i tonie wiedziałam, że jest wyraźnie zaniepokojony.

- Nie, nie, jest dobrze, po prostu miałam głupi sen. Nie kłopocz się, za chwilę muszę jechać na próbne zdjęcia, nie ma sensu.

- Jesteś pewna? Wiesz, to żaden problem, 15 minut i jestem.

- Dziękuję. Posiedź z Jaredem i potem się zdzwonimy, okay? – nie chciałam, żeby specjalnie przyjeżdżał i to w dodatku z powodu moich snów.

- To zróbmy tak, że po tych zdjęciach zadzwonisz i się spotkamy, nie przyjmuję słowa odmowy. Uważaj na siebie mała.

- Mhm, do zobaczenia Shan, pa – odpowiedziałam i się rozłączyłam.

Kamień spadł mi z serca. Nie wiedziałam co było dla mnie większa ulgą, czy to, że z Shannonem było wszystko okay, czy to, że nie miałam wypadku. Jezu, byłam święcie przekonana, że to się działo naprawdę. Osunęłam się na dywan w sypialni i łzy poleciały mi ciurkiem. A może powinnam wyciągnąć coś dobrego z tego snu? Może miał on jakiś cel? Świadomość, że brak akcji może spowodować takie zakończenie przerażała mnie.  Co by się stało, gdybym powiedziała Shannonowi, że coś do niego czuję. Może ten sen miał na celu pokazać mi, że musze wziąć sprawy w swoje ręce, bo inaczej coś na czym bardzo mi zależy przepadnie. Wizja tego byłam najgorszą z możliwych. Z jednej strony wszystkie sprawy zawodowe zaczynały mi się układać, a sercowe rozbijały się na kawałki. Jednak miałam jeszcze czas, była nadzieja, żeby to naprawić, żeby skleić ze sobą te elementy, żeby połączyły się w spójną całość. I tak też zamierzałam zrobić. Żeby nie kusić losu wybrałam inny stój na dzisiaj. [OUTFIT 1] Zaparzyłam sobie kawy i zrobiłam płatki owsiane. W pojemnik zapakowałam owoce i orzechy, żeby miała coś do przekąszenia na później. Nie wierzyłam w przesądy, czarne koty, piątki 13-tego, do dzisiaj. Jadąc na spotkanie nie wstąpiłam do Starbucksa, wybrałam inną drogę dojazdu. To było chore, nie da się tego ukryć, ale czułam się przez to bezpieczniej. Dojazd zajął mi więcej czasu niż przewidywała moja nawigacja, ale wolałam być ostrożna. Jak przetrwam dzisiejszy dzień będę spokojna. Mimo iż długo jechałam to i tak byłam przed czasem. Zaparkowałam samochód przed wytwórnią i ruszyłam w stronę Sali w której miało się odbyć spotkanie. Dopiero teraz doszło do mnie, że dostałam główną rolę w tym filmie i będę ją grać z Jaredem… Po drodze spotkałam Petera, który był tak zabiegany, że praktycznie w locie dał mi buziaka w policzek i rzucił, że za chwilę się widzimy. Minęło może 20 minut, aż spotkanie się rozpoczęło, aczkolwiek Jared jeszcze się nie pojawił. David, reżyser, przedstawiał po kolei każdego obecnego. Dostaliśmy dokładny plan zdjęć, kiedy, gdzie, kto. Jak się dopatrzyłam przy większości scen z moim nazwiskiem widniało też nazwisko Leto. W sumie, nawet fajnie, że to on. Poznałam już młodszego Leto i naprawdę go lubiłam, dogadywaliśmy się, dzieliliśmy wspólne pasje. Przyznam jednak, że gdyby między mną a Shannonem coś wyszło, byłoby to mało komfortowe. Postanowiłam jednak się tym nie przejmować, a jedynie skupić na pracy. Miałam zacząć pracę z Davidem Fincherem, światowej sławy reżyserem, nie mogłam pokazać się jako niedojrzała. Jestem dorosłą osobą, która jest pewna siebie i wie czego chcę. Dostałam życiową szansę i musze ją wykorzystać, jak tylko się da. Jak się dowiedziałam, mieliśmy jeszcze dwa miesiące do rozpoczęcia zdjęć. Do tego czasu akurat nakręcimy teledysk z chłopakami i może będę mieć chwilę czasu, żeby odwiedzić Stephanie. Po sprawach organizacyjnych mieliśmy czas, żeby zapoznać się z ekipą i przedyskutować na osobności parę spraw. David cały czas był zajęty rozmową z innymi, więc nie miałam jak z nim pogadać, jednak wiedziałam, że będę musiała to w końcu zrobić. Zapoznałam się z ludźmi z ekipy, na pierwszy rzut oka wszyscy, poza jedną dziewczyną, wyglądają naprawdę sympatycznie. Owa dziewczyna Rooney, jak się dowiedziałam już mnie nie lubi. Podobno do momentu mojego przyjścia na casting to ona miała „zaklepaną” główną rolę, niestety teraz musi nacieszyć się drugoplanową. No to będzie wojna, już to czuję. Wszyscy już się zbierali do wyjścia, gdy nagle Jared wparował do sali.

- David, sorry bracie, wypadek był na krajowej, jechałem od Shanna i korki mnie zatrzymały.

- Trzeba było wyjechać wcześniej – powiedział chłodno – wypadasz z ekipy – powiedział i odwrócił się na pięcie. 

Wzrok wszystkich skupiony był na wokaliście. Nie trwało długo gdy Jared podbiegł do niego i niemal rzucił mu się do nóg prosząc o kolejną szansę, oczy miał przepełnione łzami i krztusił się próbując wydobyć kolejne słowa. Nastała chwila ciszy i nagle Jared i David wybuchli  tak gromkim śmiechem, że mężczyzna z ekipy dźwiękowej stojący obok nich wzdrygnął się ze strachu.

- Stary, ty to masz talent. Co tam u Shannona? – Fincher objął Jareda ramieniem i ruszyli razem w stronę wyjścia.

A’ propos Shannona…wybrałam jego numer na telefonie i jak obiecałam zadzwoniłam.

- Chloe? – usłyszałam w słuchawce, zaraz po pierwszym sygnale.

- Shannon? – zapytałam trochę go parodiując.

- Jest plan, przyjeżdżaj do mnie, bo mam niespodziankę.

- Znowu? – zapytałam niedowierzając.          

- No nie marudź mała tylko pakuj swój zgrabny tyłeczek do samochodu i przyjeżdżaj. Czekam.

 Byłam pod wrażeniem, jak pogodny i zadowolony był Shan. Miałam dreszcze na samą myśl o niespodziance. Ciekawe co tym razem przygotował. Na całe szczęście droga nie zajęła mi dużo czasu. Furtka była uchylona, więc weszłam jak do siebie i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych, w których czekał już Shannon.

- Cześć – powiedziałam i ucałowałam go w policzek.

- Nareszcie, dobra, wejdź na chwilę, wezmę to co mi potrzebne i możemy jechać. Mam nadzieję, że nie miałaś żadnych planów– rzucił i popędził w stronę swojej sypialni.

- W sumie to nie…

Po chwili Shannon wyszedł z pokoju z torbą Louis Vuitton uchachany od ucha do ucha.

- Okay, więc co tym razem przygotowałeś? – zapytałam kierując się za Shannonem do samochodu.

- Nie martw się, nic takiego – uśmiechnął się – mówiłaś, że miałaś ciężką noc, więc jedziemy się trochę rozerwać.

- Coo? – zapytałam przestraszona – Ale ja nie jestem odpowiednio ubrana.

Shannon tylko spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem. „Dziewczyny” dodał pod nosem i otworzył mi drzwi swojego Range Rovera.

- Jak chcesz to możemy podjechać do ciebie i się przebierzesz.

- No wszystko zależy co będziemy robić, żeby nie było mi zimno, niewygodnie no i w ogóle, żebym się dobrze czuła – oczy kota ze Shreka chyba robiły swoje.  

- Mogę ci zagwarantować, że będziesz się dobrze czuła, o to postaram się osobiście. A co do stroju faktycznie chyba lepiej jakbyś zmieniła go na coś wygodniejszego i płaskie buty, zdecydowanie, chociaż ten jest bardzo fajny – dodał zalotnie na co tylko wykręciłam oczami.  

Droga do mnie zajęła niecałe 15 minut. Shannon prowadził samochód bardzo dynamicznie. Przy każdym skręcie kierownicy widziałam jego napinające się mięśnie przedramienia. Był bardzo skupiony na drodze, jechał szybko, ale mimo to czułam się bardzo bezpiecznie. Podczas drogi zgodnie stwierdziliśmy, że przydałoby się wypić kawę, ale z racji na moje obawy wolałam nie wjeżdżać dzisiaj do Starbucksa. Weszliśmy do mnie i kiedy ja się szykowałam poinstruowałam Shana gdzie co jest i poprosiłam, żeby zaparzył kawę.

- Czy muszę wziąć coś konkretnego? – krzyknęłam z sypialni.

- Hmm załóż spodnie, jakieś wygodne buty i weź bluzę, powinno wystarczyć.

Tak jak mi doradził, tak też się ubrałam.

- Ooo i weź plecak, jak masz, zamiast torby.
Okay, coraz więcej niewiadomych. Zapakowałam do plecaka ważne rzeczy i byliśmy gotowi, żeby wyruszyć. Kawę przelałam do jednorazowych kubków i pojechaliśmy. Wg trasy kierowaliśmy się na północ. Droga prowadziła pod Hollywood Hills, a dokładniej na całkiem mały parking pod wzgórzami przy którym widniała tabliczka „Hollyridge trial”. Była godzina 14, obok nas zaparkowany był tylko jeden samochód. Nie byłam do końca pewna co planuje Shannon. Patrząc na nasze stroje i miejsce w którym zaparkowaliśmy miałam pewne przypuszczenia, ale były dla mnie mało realne. Jak się potem okazało, nie doceniłam Shannona w tej kwestii. Wysiadłam z samochodu, spojrzałam w górę i zaniemówiłam. Moja szczęka mimowolnie opadła w dół, a oczy miałam wielkości jednodolarówki. Spojrzałam na Shannona, potem znowu na widok przed moimi oczami i znowu na Shannona.

- Czy Ty…czy my…wow serio?! – byłam w szoku.

Shan jedynie zaśmiał się, poszedł do bagażnika, wyciągnął z niego plecak wspinaczkowy, dobra to dziwne, ale wyobraziłam go sobie, jak Bear Grylls, który tuła się ze swoim ogromnym plecakiem i je obrzydliwe robale, które mają „mnóstwo białka i są pożywne” fuuuuuuj. Wyciągnął więc ten plecak, przepakował parę rzeczy z torby i byliśmy gotowi, żeby ruszyć.

- Nie byłaś tu jeszcze, prawda? Trzeba nadrobić zaległości. – uśmiechnął się szeroko i zakochałam się. Dosłownie. Jego uśmiech był najwspanialszą rzeczą na świecie, wiem, że przesadzałam i każdy zdrowy psychicznie człowiek by mi to powiedział, ale dla mnie w tym momencie tak właśnie było.

- Tu jest cudownie – już od pierwszych kroków byłam pod wrażeniem. W ogóle jestem osobą, która bardzo łatwo się ekscytuje. Zobaczę kwiat rosnący pośrodku łąki i będę się nim jarać cały dzień. Wiem, szpital psychiatryczny.

- To dopiero początek, zobaczysz co będzie dalej. Mamy przed sobą jakieś 3,5 mili (5,6 km) będziemy iść tym szlakiem, bo przyjechaliśmy samochodem, fajniejsza jest droga od Wonder View Trial, ale tam nie ma gdzie zaparkować, więc… - chyba nie był tu pierwszy raz.

- O mam pomysł ! – krzyknął nagle – Jezdziłas kiedyś konno? – zapytał z nadzieją w oczach.

- Yyyy nie… - przerażenie malowało się na mojej twarzy – Nawet o tym nie myśl – dodałam.

- Oj Chloe, mają tu świetną stajnie, mój kumpel jest właścicielem, moglibyśmy pojechać konno na górę.

- Nigdy w życiu, nie ma mowy, nie.

- Chloe – zaczął błagalnym wręcz tonem – będzie fajnie, obiecuję.

- Shan…nigdy w życiu nie jeździłam konno, a ty chcesz, żebym wjechała na koniu na samą górę, jak sam powiedziałeś 3,5 mili ?

- To będzie jakieś 700 stóp ( ok. 280 m) w górę. – przerwał mi.

- Ahahah dobre, dobry żart, udał ci się – ruszyłam dalej.

- No Chloe no… - dalej szedł za mną i niczym małe dziecko, które chciało lizaka błagał mnie.

- A możemy innym razem? – zapytałam z nadzieją – wezmę sobie do tego czasu parę lekcji, żeby chociaż wiedzieć co i jak i wtedy przysięgam, że pojedziemy, proszę. Boję się teraz. – Naprawdę się bałam, wiedziałam, że nie będę w stanie, cholera ja nigdy nawet nie widziałam konia z bliska. Na pewno byłoby fajnie, ciekawie, zabawnie, ale no nie teraz.

- Trzymam cię za słowo. – spojrzał na mnie bardzo poważnie po czym roześmiał się i ruszyliśmy dalej. Minęliśmy ową stajnie i kierując się dalej skręciliśmy w lewo i kierowaliśmy się na północ. Momentami droga była dość stroma, ale wtedy pomagał mi nieustraszony Shannon Grylls. Na szlaku nie spotkaliśmy w sumie nikogo, gdzieś w oddali słyszeliśmy jedynie śmiech, ale tylko przez chwilę. Po jakiś 15 minutach licząc od parkingu doszliśmy do punktu widokowego, gdzie dosłownie zapierało dech w piersiach.

- Zdjęcie ! – prawie, że krzyknęłam – koniecznie musimy sobie zrobić tu zdjęcie! Jest magicznie.

- Selfie z tobą? Zawsze !  – uśmiechnął się do mnie promiennie i Shan wyjął telefon, żeby cyknąć zdjęcie. Dla pewności, że dobrze wyszłam poprosiłam, żeby zrobił jeszcze kolejne trzy. Tak, żeby mieć pewność. Sama tez zrobiłam parę, hmm paręnaście zdjęć krajobrazu i bardzo niechętnie ruszyłam dalej.

- Nie możemy tu zostać? Zobacz jak jest pięknie – próbowałam przekonać mojego kompana, ale graniczyło to z cudem.

- Nie ! Idziemy dalej, raz, dwa, trzy, maszerujemy kapralu ! – zbijał się i udawał żołnierza salutując do mnie.  
Niewiele myśląc odsalutowałam i ruszyliśmy marszem podnosząc wysoko proste nogi do góry w jednym tempie. Cóż nie wytrzymaliśmy długo i w tym samym czasie odpuściliśmy sobie i wybuchliśmy śmiechem. Będąc z Shannonem nie musiałam nawet z nim rozmawiać, sama obecność była wystarczająca. Jak widziałam jego grymas na twarzy gdy potknął się o kamień i o mało co nie stracił równowagi, jak się śmiał  wniebogłosy, kiedy ja straciłam grunt pod nogami. Podczas naszego wspinania się na górę poruszyliśmy chyba każdy możliwy temat, od dzisiejszego śniadania do problemów religijnych na świecie. Aż stanęło na horrorach.

- Okay, horror, którego najbardziej się bałaś jak byłaś dzieckiem? – zapytał z ciekawością.

- Hmm ciężko będzie wymienić tytuł, bo ogólnie się boję horrorów – przyznałam ze wstydem – Zawsze oglądał z zasłoniętymi oczami.

Czekałam na wybuch śmiechu. Trzy, dwa, jeden….

- Ohh to słodkie

- Ale szczerzę ubóstwiam Lśnienie. Film jest arcydziełem pod każdym względem, a scena jak krew wylewa się z windy…ahhh

- Okay, zaczynam się ciebie bać – stwierdził ze śmiechem Shannon.

- A twój?

- Też ich sporo, ale uwielbiam postać Jasona z Piątku Trzynastego, miałem taką maskę hokejową jak byłem mały, mamy znajomy mi taką załatwił, chodziłem po osiedlu i straszyłem dzieciaki w parku. – złowieszczo się zaśmiał.

- Jak mogłeś? Niewinne dzieci straszyć? – udałam przejęcie – a szybko uciekały? Hahaha

- I to jak, szkoda, że tego nie widziałaś – wybuchł śmiechem po raz enty – Jay zawsze bał się Koszmaru z Ulicy Wiązów, więc kiedyś na urodziny sprawiłem mu taki sweterek, jak miał Freddy Krueger, kapelusz zabierał mamie, bo miała podobny i razem biegaliśmy i straszyliśmy.

- Ooo ja pamiętam, że kiedyś jak była impreza u mnie w domu, dorośli siedzieli w jednym pokoju, a my, dzieciaki na górze. Było po godzinie 23 i w TV zaczynały lecieć horrory. Wszyscy strasznie podjarani cała sytuacją usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy oglądać Teksańską Masakrę Piłą Mechaniczną. Jeden dzieciak w podstawówce przechwalał się, że oglądał cały film, a potem rozsiewał po szkole plotki o szaleńcu z piła grasującym na osiedlu, był nawet niedaleko szkoły stary opuszczony dom w którym podobno mieszkał, każdy bał się tam iść. My po pół godzinie oglądania po kryjomu, żeby rodzice się nie zorientowali wyłączyliśmy go, a normalnie zasnąć mogłam chyba dopiero po miesiącu – ehh żenujące trochę.

- Serio aż tak? Hahah

- Ej nie śmiej się ze mnie ! Wiesz, że to bardzo…- przerwał mi w tym momencie

- Ciii, słyszałaś to?

- Shannon nie wygłupiaj się !

- No serio, posłuchaj, ktoś za nami idzie, słyszałem ! – zaczął rozglądać się uważnie dookoła. 
Fakt było tu trochę strasznie samemu, żadnej żywej duszy, wzgórza porośnięte wysoką trawą i krzakami. Byłam pewna, że się ze mnie nabija, chce nastraszyć, ale też to usłyszałam. Głos łamanych gałęzi, który stawał się coraz głośniejszy. Cholera to wcale nie było śmieszne, znany, ceniony perkusista i początkująca aktorka, niezły kąsek. Kiedy usłyszałam łamaną gałęź za moimi plecami w jednej chwili znalazłam się przy Shannonie, a dokładniej przylepiając się jak tylko mogłam i zamykając mocno oczy, żeby nic nie zobaczyć. Shannon objął mnie równie mocno aż usłyszałam

- Coś się stało? Przestraszyłem was?

W tym momencie Shannon wybuchł takim śmiechem, że aż się krztusił i nie mógł złapać powietrza. Mi ręce opadły i byłam kompletnie zdezorientowana.

- Nie – śmiech – Tom, wszystko – śmiech – jest okay – śmiech.

Po paru sekundach, gdy zorientowałam się o co chodziło, miałam ochotę zaćwiartować tego wrr….

- Shannon – zaczęłam i rzuciłam się na niego z pięściami, a on śmiał się jeszcze bardziej – nie daruję ci tego ! – próbowałam, starałam się, chciałam, żeby chociaż trochę go zabolało, ale dla niego to była świetna zabawa. Prawda jest taka, że nie miałam szans, żadnych szans. Gdyby chciał to pewnie podniósł by mnie jedną ręką. Był silny. I podły. Jak on mógł. Ja przerażona na śmierć, kiedy on od początku widział, że to jego kumpel i tak mnie wrobił. Wrrr…

- Chloe, proszę cię – śmiech – przepraszam, ale to było tak słodkie, tak cudowne, że – śmiech – naprawdę próbowałem się powstrzymać – śmiech – ale nie mogłem.

Super.

Dziękuję.

Postanowiłam, że nie będę się do niego odzywać.  Niech ma za swoje. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam za Tomem, który w międzyczasie się przedstawił i powiedział, że jak Shannonowi zależy na tym o co go prosił to musimy się pospieszyć. Kolejna tajemnica…
Cały czas byłam zła, lecz gdy doszliśmy do metalowego ogrodzenia z tabliczką „Wstęp wzbroniony, karane więzieniem i grzywną” moja złość zaczęła przeistaczać się w ciekawość. Tom otworzył nam furtkę. Shannon podszedł do niego przybił mu piątkę, przytulili się, perkusista poklepał go po plecach i mówił coś na ucho. Mężczyzna tylko skinął głową. Następnie podszedł do mnie, uścisnął mi dłoń i powiedział, że miło było poznać. Gdy przeszliśmy przez furtkę krzyknął tylko „powodzenia” i zniknął mi z pola widzenia. Tutaj już nie było ścieżki, trzeba było ostrożnie stawiać kroki w wysokiej trawie i uważać na kłujące krzaki dookoła.

- Chloe, nie gniewaj się na mnie – mówił z uśmiechem na ustach – proszę cię, wiesz, że nie zrobił bym nic co by cię naraziło na niebezpieczeństwo.

- Mhm co najwyżej grzywna i paka? – zapytałam odnosząc się do tabliczki na ogrodzeniu.

- Heh co najwyżej, ale Tom raczej nie pozwoli nas złapać. Zaufaj mi.

- Po tym, jak mnie wystraszyłeś nie będzie łatwo.

Prawdę mówiąc złość już mi przeszłą, ale nie mogłam tego pokazać. Jeszcze by wykorzystywał moje miękkie serce i dopiero bym miała. Gdyby spojrzeć z boku cała sytuacja musiała wyglądać komicznie. Tak naprawdę nie wiem czemu dałam się nabrać. Ja przeżyłam mini zawał serca, ale będąc na jego miejscu pewnie śmiała bym się równie mocno. Tyle miałam tego wszystkiego w głowie, że nie zauważyłam najważniejszego.

- Chloe? I jak ci się podoba? – zapytał z ciekawością wskazując na górę.

- O fuck – to było jedyne co mogłam powiedzieć. Przed oczami, niemal na wyciągnięcie ręki, a dokładniej jakiej 500 metrów przede mną, rozciągał się olbrzymi napisz HOLLYWOOD. Najprawdziwszy w życiu. Te olbrzymie litery, które układały się w nazwę dzielnicy Los Angeles były tuż przede mną. Odkąd je zobaczyłam, jako małe dziecko, w gazecie, wiedziałam, że chcę pojechać do LA, chcę je zobaczyć na własne oczy, ale nigdy nie sądziłam, że będę mogła ich dotknąć. Ich nie można dotknąć. Po mojej złości na Shannona pozostało jedynie wspomnienie. W oka mgnieniu rzuciłam mu się na szyję i wyszeptałam „dziękuję”. Bardzo musiałam się starać, żeby łzy ze poleciały mi po policzku, oczywiście ze szczęścia.

 - Dla ciebie wszystko mała – w tamtym momencie byłam zbyt przejęta, żeby załapać te słowa. Cieszyłam się jak głupia. Biegałam dookoła tych liter i z każdą musiałam mieć zdjęcie. Wiem, szpital psychiatryczny. Kiedy już opadłam z sił Shan pomógł mi wgramolić się na pierwszą literę L po czym wszedł i usiadł obok. O takim obrocie sprawy nawet w życiu nie marzyłam. Siedzę na najbardziej znanym znaku świata z najprzystojniejszym mężczyzną na świecie, który mimo iż jest tylko moim „kumplem” to czyni mój świat lepszym. Siedzieliśmy tak dość długo wpatrując się w niesamowity widok jaki rozciągał się z góry Lee. Przed nami piękne dudniące życiem Los Angeles i my.

- Warto było? – zapytał w końcu Shnnpj wyraźnie czekając na tą możliwość.

- Jest wspaniale. Chyba nikt nigdy nie sprawił mi takiej niespodzianki. Dziękuję. – powiedziałam szczerze.


- Ooo nawet mimo tego, że cię przestraszyłem ?

- Nawet – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.

- No to całus się należy, o tutaj – wskazał swój policzek.

Przekręciłam oczami i układając usta w dziubek w celu dania buziaka zbliżyłam się do policzka Shannona, jednak on w oka mgnieniu obrócił się w moją stronę, a co za tym idzie nie trafiłam na jego policzek, lecz na usta. Jasna cholera. Natychmiast, niczym porażona piorunem odsunęłam się i spuściłam wzrok przygryzając przy tym dolną wargę. Zaśmiałam się nerwowo po czym podniosłam powoli wzrok i spotkałam jego wzrok. Biła od niego pewność, zdecydowanie i upór. Wpatrywał się we mnie i oczekiwał reakcji. Próbowałam coś powiedzieć, ale nie chciałam tego spieprzyć, nie chciałam palnąć głupoty, chciałam tego, pożądałam go.  W końcu zdobyłam się na chwilową odwagę i zapytałam

- Przecież mówiłeś, że nie…nie możemy, kumple i te… sprawy to nie…ja już się pogubiłam – język mi się plątał. W odpowiedzi usłyszałam tylko

- Jebać to – i poczułam jego gorące wargi na moich.

***
Hu hu hu długi wyszedł :) Mam nadzieję, że się podoba, choć trochę :D Dziękuję bardzo, bardzo gorąco za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Jestem niezmiernie wdzięczna za szczerość i za obecność. Jeżeli jest coś co wam nie pasuje, nie podoba się, czegoś brakuje, piszcie śmiało ! Opowiadanie pisane jest z rozdziału na rozdział, więc możecie naprawdę dużo wnieść do niego :) 

Buziaki :*

17 komentarzy:

  1. Dziewczyno ale z Ciebie łobuz!!! Żeby tak nas zaskoczyć z wyjaśnieniem poprzedniego rozdziału:) Super mi się podobało, że to był jednak sen i że Shann nie okazał się palantem na jakiego wyglądał po poprzednim rozdziale:)
    Odnośnie tego rozdziału to muszę Ci powiedzieć, że to mój absolutnie ulubiony:) Napisany z taką lekkością:) Pełen humoru, kurcze wydawało mi się że obserwuję to z boku będąc świadkiem tego co się dzieje pomiędzy naszymi gołąbeczkami:) Shann taki kochany i figlarny:) Na niego nie można się złościć dłużej niż kilka minut:) Takiego Shannona lubię i takiemu mówię zdecydowane tak dla dalszych rozdziałów. Życzę weny na dalsze i cieszę się bardzo, że z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej (stała czytelniczka Ci to mówi;);) Pozdrawiam K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojj bo mówiłam, że nie podobała mi się końcówka 10 i musiałam coś z tym zrobić :D Baaardzo się cieszę, że takie rozwinięcie się podoba i wybrnęłam :D Ja też takiego Shana uwielbiam i tak go widzę, ale nie mogę go idealizować, więc dla zasady musi mieć odpały :P

      Dziękuję bardzo K, że jesteś, to wiele dla mnie znaczy <3

      Usuń
  2. :) Super rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję, cieszę się, że się podoba ! :D

      Usuń
  3. kurde myślała że naprawdę miała wypadek a tu takie zaskoczenie;-) , końcówka super bardzo podoba mi się taki obrót sprawy
    czekam na kolejny - weny
    Pozdrawiam
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha ja też tak na początku myślałam, ale razem z K przekonałyście mnie, że to nie w moim stylu, co zresztą było 100% prawdą, więc wykombinowałam coś takiego :) Teraz tylko pytanie, jak długo Shan i Chloe będą mogli się sobą cieszyć :D hyhy :)

      Dziękuuuuuję <3

      Usuń
  4. super rodział i długi więc tym bardziej mnie cieszy. piękny zwrot akcji, spodziewałam się że będziesz kontyuowała wątek z wypadkiem a tu niespodzianka! ciesze się z takiego obrotu sprawy Chloe z Shannem i liczę na więcej pikantnych szczegółów między nimi ;) czekam na następny rozdział z niecierpliwością
    P.S. dziekuje za dodanie do kręgów i motywujący komentarz pod moim opowiadaniem i oczywiście będę informowac o nowościach ;) cieszę się ze przypadł Ci do gustu
    Pozdrawiam ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej ! :D Mam nadzieję, że nie zawiodłam, że nie kontynuowałam wypadku, ale tak jak wcześniej pisałam nie miałam pomysłu :D
      Ojjj mogę uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, że pikantnie będzie ^^
      P.S. Taaaak ! Pisz, pisz dziewczyno, masz talent ! :) Czekam !

      Dziękuję <3

      Usuń
  5. Wow wow :D tak bardzo mi się podoba twój styl pisania. Jest taki leciutki i niewymuszony :3 czekam na dalszy rozwoj akcji i nie powiem, oczekuje ze bedzie gorąco ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej dziękuję bardzo :) staram się, żeby było jak najbardziej naturalnie ;)) Ojj będzie gorąco, będzie :) tak więc stay tuned :)

      Usuń
  6. Przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że naprawdę mnie wciągnęło, z rozdziału na rozdział coraz ciekawiej :)
    Z początku myślałam, że akcja rozgrywa się w szpitalu a tu taka niespodzianka ;)
    czekam na następny i oczywiście weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięęęęękuję bardzo :)) niesamowicie mnie to cieszy i mobilizuje do pisania ;) czyli cel osiągnięty, super :)

      Usuń
  7. Mam nadzieje że Shannon nie skrzywdzi Chloe.
    Wspaniałe opowiadanie oby tak dalej pozdrawiam Valhalla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję <3 niczego nie mogę obiecać ;D ale na daną chwilę jak widać zaczyna im się układać, więc ;))

      Usuń
  8. witam i zapraszam u mnie nowość ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moment moment! Czy 700 stop to 280 METRÓW a nie KM? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, ale przypał :D Nie rzuciło mi się w oczy, ale już poprawione ;))

      Usuń