Heyo, hey :)
Chyba nie mam się co rozpisywać a'propos tego rozdziału. Przeczytacie, oceńcie ;)
Buziaki ;***
***
Dochodziła godzina 21, kiedy Jamie i Chloe zebrali się do
domu, Emma zrobiła to już ponad 2 godziny wcześniej. Wyszło wiec na to, że tak czy siak w gronie
siedmiu siedzieliśmy na dywanie w domu mamy Leto. Mimo, iż tak na dworze jak i
w domu było ciepło to chłopaki w celu stworzenia przyjemniejszej atmosfery,
rozpalili w kominku. W pewnym momencie Larry, stary przyjaciel rodziny, zniknął
na chwilę by zaraz potem pojawić się w pokoju z gitarą. Na ten widok Shannonowi
i Jaredowi momentalnie rozszerzyły i zaświeciły się oczy. Constance, widząc
moje zaciekawienie zbliżyła się i wytłumaczyła.
- Kiedyś, jak chłopcy byli jeszcze mali, zawsze po
niedzielnym obiedzie siadaliśmy razem w koło i śpiewaliśmy. Larry zawsze miał
przy sobie gitarę, potem Shannon zaczął znosić garnki i miski z kuchni, a Jared
razem ze mną śpiewał do szczotki do włosów. Nie robiliśmy tego od wieków. – w
oczach kobiety mimowolnie pojawiły się łzy, łzy symbolizujące szczęście,
radość. Niezaprzeczalnie był to najlepszy moment tego wieczoru. Pełen magii i
wiary w marzenia, to było tworzenie pięknych wspomnień. Shannon nerwowo zaczął
się rozglądać, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Wzięłam go więc za rękę i co
sił w nogach pognaliśmy do kuchni.
- Co ty robisz? – zapytał zdziwiony.
- Oh nie gadaj, tylko powiedz mi gdzie są garnki.
- Chloe, po co ci garnki? – spojrzał na mnie jak na wariatkę
i wskazał szafkę.
- Oh serio? Masz pałki? – zapytałam wyjmując po kolei cały
zestaw garnków i patelnie.
- W samochodzie…- powiedział podejrzanie nie domyślając się
o co chodzi. W czasie kiedy rozmawiałam z Constance, on był zajęty wygłupianiem
się z Tomo, więc nie miał zielonego pojęcia. Wysłałam go więc do samochodu po
pałki do perkusji, a sama zaczęłam znosić garnki do pokoju i ustawiać dookoła
miejsca gdzie siedział. Gdy mama Leto to zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko
przez łzy i skierowała w stronę łazienki, jak się domyśliłam po szczotki do
włosów i gitarę dla Tomo. Kiedy starszy
Leto wrócił do mieszkania i zobaczył co w czasie jego nieobecności się zadziało,
widok był nie do opisania. Jego oczy, wyraz twarzy. Przez przypadek będzie miał
niezapomniany prezent urodzinowy. Usadowił się za swoją „perkusją”,
poprzestawiał garnki według swojego upodobania, uderzył parę razy szukając
odpowiedniego rytmu. Podniósł się na kolanach, zbliżył do mnie i pocałował
mówiąc wcześniej „jesteś szalona”. Pocałował mnie. Przy wszystkich. Przy swojej
mamie i Jaredzie. Byłam w szoku, bardzo pozytywnym, ale nadal szoku. Bardzo podobał mi się taki obrót sytuacji. Wyjęłam telefon i kiedy zaczęło się show i
Larry zagrał pierwsze akordy „Wish you were here” Pink Floyd, zaczęłam nagrywać.
Piosenkę rozpoczęła Constance. Jaki ona miała cudny głos. Chyba zaraz po
Shannonie będę ją wychwalać ponad niebiosa. Piękny, czysty głos do którego
później dołączył Jared. Razem z mama wyglądali komicznie ze szczotkami w
dłoniach, ale jednocześnie byli w stanie rozczulić wszystkich. A Shannon, facet
po 40, który siedział na ziemi i uderzał pałkami w garnki i patelnie. Następnie
zaśpiewali jeszcze U2, Aerosmith i Queen, żeby na koniec na prośbę mamy zagrać
najwięcej znaczącą dla nich piosenkę. Wszyscy ucichli, aby Jared mógł zacząć
pierwszą zwrotkę
„There was truth
There was consequence, against you”
Przy delikatnych gitarowych akordach i pojedynczych
uderzeniach Jared wyśpiewywał każde kolejne słowo z miłością i zaangażowaniem. Przy
refrenie natomiast do śpiewania włączyła się Connie. Razem z Jaredem dopełniali
się idealnie, każdy dźwięk był idealnie osadzony. Myślałam, że już lepiej być
nie może, do momentu aż zaczął śpiewać Shannon.
„The silver of a lake
of night
The hills of
Hollywood on fire”
Moje ciało momentalnie przeszło milion dreszczy. Gęsia
skórka pojawiła się na ciele, a usta wygięły w najszczerszym uśmiechu. Oh jak
on pięknie śpiewał. Może nie miał tak czystego i wyćwiczonego głosu jak Jared,
ale było w tym coś uroczego. Był to zdecydowanie głos na którego dźwięk uginały
się kolana. Musiałam wyglądać przezabawnie, z rozdziabioną szczęką, oczami
wielkimi niczym jednodolarówki i telefonem w ręku. Fangirl, jednym słowem.
Kiedy skończyli swój rodzinny pokaz, wszyscy zaczęliśmy bić gromkie brawa, a
cała trójka wstała i przytulała się bez końca. Miłość. Rodzina. Piękno.
Dochodziła północ kiedy razem z Tomo i Vicky zaczęliśmy
zbierać się do domu. Shannon i Tomo byli już dobrze uchachani po opróżnieniu
paru butelek domowej nalewki Constance. Gitarzysta z żoną już wyszli, a Shann
zaczął żegnać się z mama.
- Mamuś, kocham Cię najmocniej na świecie. Dziękuję Ci
bardzo za ten wspaniały dzień, za przepyszny obiadek, za naleweczkę, za śpiewanie
i za to, że mogłem zabrać tu moją słodką Chloe.
- Tak synku, wiem, ja Ciebie też. – odpowiadała mu, jednak
widziałam jak powstrzymuje się od śmiechu. Chyba nie często widziała swojego
syna pod wpływem alkoholu.
- Wiesz mamo? – westchnął Shann.
- Co takiego Shanny? – zapytała gładząc go po głowie.
- Kiedyś się ożenię z Chloe, jeżeli oczywiście będzie
chciała. Jeżeli nie to będzie trochę trudniej, ale to jakoś ją przekonam. ¾
fanek mnie uśmierci, bądź co gorsza przestanie obserwować na Instagramie, ale co
mi tam. – gdy to usłyszałam wybuchłam tak niekontrolowanym śmiechem jak chyba
jeszcze nigdy. Tylko nie wiem czy bardziej śmieszył mnie ślub czy usunięcie z
Instagrama. Connie również miała z tego niezły ubaw i zapewniła jedynie syna,
że zawsze jest z nim i pragnie jego szczęścia i na koniec dodała coś, co
wzbudziło kolejną falę śmiechu.
- A na Instagramie masz tyle tysięcy obserwujących, że
paręset w tą czy w tą nie zrobi różnicy.
Gdy Shannon próbował dość mozolnie założyć buty i kurtkę, ja
w tym czasie żegnałam się z Constance.
- Dziękuję Pani – „Connie” przerwała mi- Dziękuję Connie za
wspaniały dzień, za to że mogłam dopisać kolejne wspomnienia do mojej pamięci.
Jesteś cudowna i masz niesamowitą rodzinę.
- Dziękuję skarbie. Zawsze jesteś u mnie mile widziana –
wręczyła mi kartkę papieru – masz mój numer, gdybyś kiedykolwiek chciała
porozmawiać, bądź napić się kawy, dzwoń śmiało. – powiedziała i przytuliła
mnie.
- Dziękuję. Do zobaczenia Connie.
- Jedźcie ostrożnie kochanie.
Teraz dopiero miała zacząć się zabawa. Jazda z Shannonem po
alkoholu, oj nie polecam nikomu. To co się działo przerastało wszelkie ludzkie
pojęcie. Czego on nie odwalił w tym samochodzie, jakich piosenek nie śpiewał. Cud,
że nas policja nie zatrzymała. Raz nogi miał wystawione przez szybę, zaraz
potem cały wystawił się przez szyberdach i śpiewał „Do or die”, żeby zaraz
potem wykrzyczeć „I am the king of the
world”. Dobrze, że wiedziałam jak wrócić do domu, bo Leto na pewno w tym stanie
by mi nie pomógł. Już miałam nadzieję, że będzie spokój, aż nagle krzyk
Shannona „KAWY!!!”.
- Shann, daj spokój, w domu mam kawę.
- Nie,nie,nie moja słodka Chloe. Ja chcę tą ze Starbucksa.
- Shann, Starbucksy są zamknięte o tej porze. - próbowałam mu to wytłumaczyć.
- Kłamca! 10955 Weyburn Ave. Jedziemy, raz, raz ! – jakim
cudem będąc tak wstawionym pamiętał adres Starbucksa jednego z tysięcy w LA?!
- Shann! Jestem śpiąca, jedziemy do domu.
- Nie, moja słodka, jedziemy do Starbucksa. Jestem Shannon
Leto, perkusista Thirty Seconds To Mars i masz mnie zawieźć do Starbucksa. –
wyprostował się na siedzeniu i napuszył jak paw.
- A ja jestem Chloe Winkler i wiozę twój pijany tyłek, więc
ja decyduję. – Weyburn Ave w ogóle nie było nam po drodze, a z racji iż było
naprawdę późno nie miałam najmniejszej ochoty podróży przez pół Los Angeles,
żeby Leto mógł kupić sobie kawę.
- To ja wysiadam – powiedział i zaczął otwierać drzwi na co
gwałtownie zahamowałam, całe szczęście, że ulice był puste.
- Kurwa Shannon ! – nie wytrzymałam i wydarłam się.
- Powiedziałem, że chcę kawę ze Starbucksa, jak masz
problem, żeby mnie tak zawieźć to wysiadaj z samochodu i sam tam pojadę.
- Jezu Leto, wsiadaj do tego cholernego samochodu. –
krzyknęłam i wpisałam w nawigację adres owej kawiarni. Przez całą drogę
perkusista ani słowem się nie odezwał. Podróż zajęła nam 35 minut, gdy tylko
zaparkowaliśmy Shann jak głupi wyleciał z samochodu w stronę budynku. Po chwili
dołączyłam do niego z torbą i portfelem, bo nie wiedziałam czy ma swój przy
sobie. Moment mnie nie było, a on już flirtował z blond baristką, robiąc
maślane oczka i szczerząc zgryz. Stałam więc w oddali i obserwowałam. Dostał
kawę i zaczął przeszukiwać kieszenie w celu znalezienia portfela. Znowu
uśmieszki, gadka szmatka, ciekawiło mnie jak zapłaci za ową kawę. Zdjęcia,
buziaki, standard. No proszę, marker w
dłoń i jedziesz. Ile to rzeczy można dostać za napisanie swojego imienia
na…dekolcie baristki? Okay. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Odwróciłam się
na pięcie i wróciłam do samochodu. Usiadłam w środku, włączyłam muzykę i
podkręciłam klimatyzację. O i dodatkowo zamknęłam drzwi, żeby mnie mógł wejść,
Tak, taka okrutna jestem. 5, 10, 15 minut mijało, a perkusisty brak. Nie
chciałam tam po niego wracać. Wybrałam więc jego numer na telefonie i
spróbowałam zadzwonić. Oczywiście nie odbierał, każda kolejna próba kończyła
się fiaskiem. Nie wiem ile już siedziałam w tym samochodzie, miałam ochotę
odpalić i odjechać jak najdalej zostawiając go samego, ale nie mogłam tego
zrobić. Musiała zbliżać się 2 w nocy, bo z budynku wyłonił się Shannon dość
chwiejnym krokiem i za nim dwie rozchachane kelnerki zamykające kawiarnie.
Shann z białym kubkiem w jednej ręce i papierosem w drugiej, jedna dziewczyna z
jednej strony, druga z drugiej. No, no, żyć nie umierać. Siedziałam sobie na
spokojnie w samochodzie do czasu aż jedna z nich, ta z autografem na cyckach,
nie zaczęła się do niego przystawiać i to w bardzo chamski sposób. Tego było za
dużo, jak poparzona wyskoczyłam z samochodu wykrzykując imię perkusisty. Dziewczyna
w jednej chwili się od niego odsunęła i wszyscy spojrzeli w moją stronę.
- Oho ktoś się zdenerwował – powiedział Shannon do dziewczyn
na co one odpowiedziały głupkowatym śmiechem. To wystarczyło, z reguły byłam
osobą opanowaną i uległą, ale nikt nie będzie się ze mnie śmiał i podrywał
mojego faceta.
- Tak wasz to śmieszy? Ciekawa jestem jak będziecie się
śmiały, jak np. stracicie pracę? – zapytałam z uśmiechem na twarzy idąc w ich
stronę.
- Nie możesz nam grozić – stwierdziła rudowłosa – Podamy Cię
na policję.
- I kto tu komu grozi?! – prychnęłam i złapałam Shannona za
rękę. – Idziemy Shann, masz kawę, więc możemy wracać.
Perkusista jednak był nieco oporny, albo może zbyt wstawiony,
żeby postawić krok w moją stronę, na co oczywiście zareagowały dziewczyny.
- Coś mi się zdaje, że nie chce z Tobą iść. – tym razem
odezwała się blondynka. – Woli zostać z nami.
- Oh nie mam ochoty ani czasu z wami dyskutować. Powinnyście
wiedzieć jedynie, że jest tu z wami, stoi i rozmawia, bo jest pijany. W
normalnej sytuacji nawet by nie spojrzał na takie, jak wy, ale cieszcie się
chwilą, macie autograf, zdjęcie, więc idźcie do domu, bo szlaban jeszcze
dostaniecie. – powiedziałam i zabrałam Shannona ze sobą. Nie było to łatwe,
było bardzo ciężko, ale udało się. Wsiadł do samochodu, zapiął pasy i kiedy ja
wsiadłam spojrzał i zapytał.
- Cześć piękna, ale mam dzisiaj szczęście, taka kobieta mnie
wiezie. Shannon jestem. – wyciągnął rękę w moim kierunku, a ja jedynie zabrałam
mu z drugiej kubek z resztką kawy, dopiłam i wyrzuciłam zgnieciony z numerem
telefonu za okno. Leto rozejrzał się jeszcze parę razy, w prawo, w lewo i
usnął.
***
Rano przebudziłam się okryta białą pościelą, przekręciłam
się na drugą stronę łóżka w celu napotkania umięśnionej klatki mojego
towarzysza, jednak łóżko było puste. Sięgnęłam po telefon leżący na szafce
nocnej i spojrzałam na godzinę – 10:12, no to ładnie sobie dzisiaj pospałam,
chyba z wrażenia wczorajszego dnia. Poszłam do łazienki, a tam przy umywalce
czekał na mnie naszykowany duży i mały ręcznik, szczoteczka do zębów, mydło pod
prysznic i mleczko do ciała. Zaraz obok na szafce leżał stosik ładnie ułożonych
ubrań. Weszłam pod prysznic i miałam chwilę dla siebie na przemyślenie wydarzeń
z poprzedniej nocy. Wszystko było inaczej niż powinno, w gruncie rzeczy cała
nasza znajomość jest masą dziwnych przypadków. Poodrywałam nietanie metki z
bielizny i spodni i założyłam je na siebie, koszulę zabieram na stałe. Ciekawa
kto i kiedy kupił mi te ubrania. Prosty, ładny outfit. [OUTFIT 1] Byłam gotowa
na poszukiwania Shannona. Zeszłam na dół, sprawdziłam salon, kuchnię i gościnne
sypialnie, ani śladu żywej duszy. Wyjrzałam zza okno, ale samochód stał na
miejscu. Ostatnim miejscem gdzie mógł być, był OGRÓD. No brawo Chloe, wyszłam
na zewnątrz i ujrzałam go stojącego tyłem do stołu ogrodowego.
- Dzień dobry.
- O wstałaś już. Hey. – powitał mnie z bukietem kwiatów w
ręku i szalem obwiązanym dookoła szyi.
– Przepraszam za wczoraj. Odjebało mi.
Zachowałem się jak totalny dupek. – powiedział z miną przybitego psa i wręczył
bukiet.
- Dziękuję. Przygotowałeś śniadanie? – zapytałam zdziwiona
wskazując na zastawiony stół.
- Starałem się, ale nie ręczę za jakość wykonania. –
powiedział lekko zniesmaczony. Nie wiem jednak co mu nie pasowało. Stół
wyglądał idealnie. Biała zastawa, srebrne sztućce, świeżo wyciśnięty sok z
pomarańczy, naleśniki z owocami i syropem klonowym. Jadłam oczami i było
przepysznie.
- Aż tak Ci zimno? – zapytałam zaciekawiona zerkając na jego
szalik.
- Eee – trochę się zmieszał – Nie, w sumie nie. – powiedział
i zdjął go, a ja zaczynałam żałować, że zapytałam. Faktycznie nie dziwię mu
się, że go założył, więc mu to powiedziałam, ale już mi nie odpowiedział,
spojrzał tylko i zwiesił wzrok. Trzy ciemnoczerwone ślady na szyi nie
prezentowały się ani trochę. Jednak pokazał je, zdjął szalik, żebym mogła
zobaczyć, nie chciał kłamać.
- Kawy? – zapytał i chyba było to pytanie retoryczne i
ucieczka przy okazji, bo schował się w domu i dopiero po paru minutach wrócił z
dwoma kubkami kawy.
- Ale ja bym chciała taką ze Starbucksa – powiedziałam złośliwie.
Byłam niego zła, może nie powinnam być tak złośliwa, ale to była mimowolna
odpowiedź. W środku chciałam jednak, żeby zareagował na to śmiechem, ale nie.
- Jaką? Podjadę, niedaleko jest. Tylko musisz mi powiedzieć
którą, bo nie mam pojęcia.
- Shannon! Co się z Tobą dzieje? Powinieneś zareagować na to
śmiechem lub chociaż zripostować to.
- Sam się sobie dziwię, ale miałem tak pojebany sen, tak się
bałem obudzić, ale byłaś obok i zrozumiałem parę rzeczy…Kurwa, ale się ze mnie
cipa robi. – dawno, a może nawet nigdy go nie widziałam w takim stanie.
Wściekłość mieszała się ze smutkiem i jeszcze czymś, czego nie umiałam nazwać.
- Smakuje mi ta kawa. – oznajmiłam i zajęłam się naleśnikami
– I dziękuję za ubrania.
- Pasują idealnie.
no, no, no to się nam Shannon ttrochę rozbrykał :D ale zachowanie jak dziecko mnie rozbawiło :D że też ona nie dala zadnej po razie tak dla przestrogi :P sama klasa ;) czekam na nową część i na drugim blogu również
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Female Robbery
Poczuł wiatr w żaglach hehe :D Chloe przed kawiarnią nie widziała tych malinek, więc była spokojna, ona to taka cicha woda, jeszcze się ożywi... :P
UsuńNa Starbucks właśnie piszę trzeci rozdział, więc pewnie na dniach powinien się pojawić ;)
Pozdrawiam, buźka ;**
moja kochana stała czytelniczko zapraszam na mikaleson-family i na baby-come-home - nowe rozdziały ;) buźka i nadal czekam na nowości u Ciebie
UsuńFajnie że raz C.pokazana jako normalna osoba a nie wredne bsbsko -chylę czoła. Po przeczytaniu nasuwa mi się jedna myśl :a miało być tak pięknie ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
K.B.
Dziękuję, właśnie tak ją odbieram, jako normalna, ciepła osoba, więc tak próbuje ją pokazać ;) Oj a myśl końcowa bardzo dobra :D
UsuńPoozdrawiam :))
Podoba mi się, i to bardzo. :D Pijany Shannon ---> bezcenne. Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńNo to bardzo się cieszę :D Właśnie wydaje mi się,że on jak się napije podobnie się zachowuje, tak beztrosko, głupkowato i dziecinnie heh :D
UsuńHmm ciężko mi powiedzieć, bo zmieniłam pracę i teraz od pon do piątku od rana jestem na uczelni, a potem do 20 w pracy, więc może wieczorami i w weekend uda mi się coś naskrobać :) Na pewno wcześniej pojawi się rozdział na Starbucks Lovers :)
Pozdrawiam :)
Więc czekam z niecierpliwością :D Mam pytanie. Co się stało z tą nową zakładką "QAI"?
UsuńHej!!! Cudowna lektura na zakończenie dnia:) Pierwszą część rozdziału czytało mi się niesamowicie przyjemnie. Cały czas miałam uśmiech na ustach, ale potem... Na prawdę podziwiam Chloe za jej zachowanie ja bym chyba nie była taka opanowana:):)Moim zdaniem Shann powinien ją bardziej przeprosić bo sobie chłopaczyna na za dużo pozwala:) z tymi dwiema laskami to trochę przegiął (wiem, wiem był pijany, ale sorry to żadne usprawiedliwienie) Łobuz jeden;) Dziękuję bardzo za nowy rozdział i życzę dużo weny Kochana na nowy:) Do następnego K. :*
OdpowiedzUsuńPs. Absolutnie kocham „Wish you were here” Pink Floydów:) Super łatwo było wyobrazić mi sobie cała gromadkę śpiewającą ten utwór:):)
Usuńkiedy bedzie nowy?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJuż nie mogę doczekać się następnego. MIAZGA������
OdpowiedzUsuńKiedy następny????
OdpowiedzUsuńŻyjesz, oddychasz, Wszystko ok?
OdpowiedzUsuń-K.B.
Okay, okay, żyję...jeszcze :D wybaczcie za takie opóźnienie, mam taki bałagan w pracy i na studiach,że rady nie daję ;(( Połowę rozdziału już mam, napisane w metrze lub na przerwie, weekend wolny, więc obiecuję, że coś się pojawi :)
UsuńBuuuziaki <3
kochana, co się z Tobą dzieje? zero nowości u Ciebie, zaczyna mnie to martwić :| już mija tutaj miesiąc za niedługo to samo na starbucks :o a tu nawet na google plus nic :( u mnie jak coś to nowość, masz sporo do nadrobienia na mikaelson-family, bo aż 3 rozdziały w dwóch postach, zparaszam pozdrawiam i dawaj znaki jakieś że żyjesz!
OdpowiedzUsuńFemale Robbery