Witajcie, dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem i cieszę się, że nie zapomnieliście o CC. Przyznam szczerzę, że lekko się denerwuje publikując ten rozdział. Jednakże, jestem bardzo ciekawa waszej opinii i reakcji na losy C i S. Miłej lektury :)
Buziaki ;**
***
Shannon pierwszy zwlókł się z łóżka i jak co rano zszedł na
dół zaparzyć kawę. To już był nasz rytuał, świeżo mielona kawa o poranku od
najwspanialszego mężczyzny na świecie. Po piętnastu minutach walki samej z
sobą, dosłownie wygramoliłam się z łóżka i zarzuciłam na siebie gruby szlafrok
udając się do łazienki. Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic i zeszłam do
kuchni, gdzie pan Leto we własnej osobie smażył jajka na bekonie.
- Mmm pachnie wyśmienicie – powiedziałam przytulając go od
tyłu i całując w gołe ramię.
- Do usług – odpowiedział i położył dwa talerze, a następnie
zajął się nalewaniem soku pomarańczowego.
- Jedynie fartuszka ci brakuje, skarbie – śmiałam się, na co
on jedynie udał oburzenie i wrócił do opiekania tostów.
Siedziałam przy stole z ledwo otwartymi oczami przypominając
Azjatkę, z potarganymi włosami, które wyglądały niczym po przejściu Kathriny i
gołymi stópkami, którymi przebierałam z zimna. Nie ma znaczenia, że byliśmy w
LA, gdzie aktualnie, patrząc na termometr było 16 stopni, jestem największym na
świecie zmarzlakiem.
- Jest jakiś szczególny powód, że tak się we mnie
wpatrujesz? – spytałam zaciekawiona.
- Wyglądasz wspaniale. – cmoknął mnie w czoło.
Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na swoje odbicie w
drzwiczkach piekarnika i zaśmiałam się.
- Żartujesz sobie, prawda? Wyglądam, jakbym przegrała bitwę
z suszarką, prostownicą i szczotką razem.
- Ja tam sądzę, że to słodkie. – puścił mi oczko, amant się
znalazł.
- Jaaasne, to tak, jak żona pyta męża po paru latach
małżeństwa, czy wygląda grubo w danym stroju.
Mąż zawsze powie, że nie, nawet
jeżeli myśli, że tak. – odrzekłam tonem wykładowcy na Harvardzie.
- O właśnie, jeżeli o tym mowa, uważam, że wyglądasz grubo w
tym szlafroku, powinnaś go natychmiast zdjąć. – zażartował. W odpowiedzi jedynie prychnęłam i zawiązałam pasek od
szlafroka jeszcze mocniej, na koniec dumna z siebie, wytknęłam mu język.
- Nie umiesz się bawić. – odburknął i zajął się swoją
porcją.
Śniadanie zjedliśmy przy akompaniamencie prezenterki
telewizyjnej w porannym programie „The Today Show” na NBC. Między kolejnymi newsami
rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Shannon trochę więcej opowiedział o
trasie, jaka to była ekscytująca i udana, a to dopiero początek. Na końcu
języka miałam już go zapytać o artykuł z londyńskiej gazety, ale powstrzymałam
się. Wzięłam głęboki wdech i wydech.
- Idę na górę się przyszykować, na 13 jestem umówiona z
twoją mama. – dałam mu buziaka.
- Z mamą? A coś się stało? – zapytał zainteresowany.
- Nie, wszystko dobrze. Mam z nią co nieco do obgadania –
pokazałam mu język i poszłam się ubrać i umalować.
***
- Connie, muszę ci coś powiedzieć, ale musisz przysiąc, że
nie powiesz o tym Shannonowi, ani nikomu. – wreszcie po drugiej lampce wina się
przemogłam.
- Chloe, coś się stało? – spytała zaniepokojona i usiadła
obok mnie na sofie – jesteś w ciąży?
- Co? Nie, nie, to nie to – uspokoiłam ją i spojrzałam
błagalnie, żeby się zgodziła.
- No dobrze, skoro to takie ważne dla ciebie, to nie wspomnę
o tym ani słowa – powiedziała i dodała mi otuchy uśmiechem.
- To głupie – zaczęłam – ale przed wyjazdem na Bali,
zupełnie przez przypadek znalazłam u Shannona w szufladzie…pierścionek –
powiedziałam niepewnie i trochę cichszym głosem, niż zawsze.
- O mój Boże, Chloe kochanie, to wspaniale! – zaczęła się
ekscytować – Oh mój Shanny, nigdy bym się po nim nie spodziewała. Zawsze
myślałam, że to Jared pierwszy weźmie ślub. – ze wzruszenia schowała twarz w
dłoniach.
- Connie, ale tak naprawdę to ja nie wiem czy o to chodzi, w
sumie to było już z cztery miesiące temu, więc… - odparłam zdezorientowana.
- Ależ skarbie, przecież on cię kocha, każdy to wie, a ja
jestem jego matką i wiem to najlepiej. – przytuliła mnie i po chwili dodała –
Może czeka na odpowiednią chwilę. – puściła mi oczko i nagle poderwała się z
sofy. – Mam pomysł, Vivian ma przyjechać na 17 z tymi sukienkami na premierę,
to poproszę ją, żeby przywiozła też jakieś ślubne.
- Connie, nie ! Co ty wyprawiasz? – wpadłam w panikę, a co
jeśli prasa się dowie, co jeśli Shannon się dowie? Przecież tak naprawdę nie
mam żadnej gwarancji, że był to pierścionek zaręczynowy, a w dodatku dla mnie.
- Chloe, o nic się nie martw. Vivian jest moją bardzo dobrą
przyjaciółką i wspaniałą projektantką. Znamy się od trzydziestu lat. Przyjeżdża
z mnóstwem sukienek w pokrowcach, nikt się nie zorientuje, że część z nich jest
biała. Proszę Chloe, zawsze o tym marzyłam. – w sumie chyba nawet nie miałam
nic do gadania. Zaśmiałam się na głos, jak wariatka i stwierdziłam „A niech mi,
raz się żyje!”.
Co ja do jasnej cholery robiłam?! Właśnie stałam na środku
salonu w domu Constance w śnieżnobiałej sukni ślubnej. Już chyba dziesiątej z
kolei, ale to właśnie będąc w tej, zauważyłam w oczach mamy Leto łzy. Ręce
złożyła jak do pacierza i wyszeptała jedynie „pięknie”. Niepewnym wzrokiem
spojrzałam na projektantkę, a jej oczy świeciły się, jakby ujrzała
najpiękniejszy na świecie diament. Ah, ta moja skromność, ale naprawdę tak
wyglądała.
- Vivian, bierzemy ją! – powiedziała nagle Costance
wprawiając mnie tym w osłupienie.
- Ale że co? Jak? Nie! – to wszystko co byłam w stanie z
siebie wydać w danej chwili.
- Oczywiście, że tak! Wyglądasz wspaniale, spójrz tylko na
siebie. – powiedziała i dla świętego spokoju obróciłam się w stronę lustra.
Zaparło mi dech w piersiach, dosłownie. Przepiękna koronkowa sukienka. Idealnie dopasowana, z odkrytymi
plecami i jedynie zachodzącymi na ramiona rękawkami. Delikatna i
minimalistyczna, z małym trenem, bez zbędnych świecidełek i falbanek [WEDDING
DRESS]. Uśmiech malował mi się na twarzy od ucha do ucha. To była sukienka, w
której chciałam się pokazać Shannonowi przed ołtarzem. Chciałam zobaczyć jego
minę i tą miłość w oczach, którą okazywał mi każdego dnia, a potem spojrzałam
na lewą rękę, gdzie nie było pierścionka i uśmiech momentalnie zszedł mi z
twarzy.
- Chloe, skarbie, dlaczego posmutniałaś? Nie podoba ci się? –
zapytała z przejęciem Constance.
- Nie, nie, jest przepiękna. – wysiliłam się na uśmiech.
- Jest jedyna w swoim rodzaju – powiedziała Vivian – Nikt
takiej nie miał i nie będzie mieć, a jak widzę szyłam ją idealnie na ciebie.
Nie masz innej możliwości, musisz ją wziąć – powiedziała z uśmiechem.
- Tak, faktycznie leży idealnie. Sprawdźmy te suknie na
premierę. – zmieniłam temat i delikatnie, a jednocześnie szybko pozbyłam się
białej sukni. Connie niepotrzebnie kazała je przywieźć. Nie miałam teraz czasu
zajmować się mrzonkami, miałam na głowie sporo projektów, zbliżającą się
premierę, nie było sensu zawracać sobie głowy czymś takim. Strata czasu. Na
premierę, która miała odbyć się za niecałe
dwa tygodnie, wybrałyśmy długą granatową sukienkę na ramiączka z kryształkami [PREMIERE].
Po wszystkim z głową pełną myśli pojechałam do domu. Wcześniej oczywiście dziękując
mamie Shannona za wszystko i przepraszając za moje dość specyficzne zachowanie
przy sukienkach. Jednak myślę, że dokładnie mnie rozumiała i nie miała mi tego
za złe. Od Vivian zdobyłam wizytówkę i numer konta, na które miałam przelać
pieniądze za sukienkę. Gdy wjechałam na podjazd zauważyłam, że wszystkie
światła w domu były pogaszone. Samochodu Shannona też nie było na podjeździe.
Weszłam do domu i dostrzegłam kartkę na lodówce „Nie mogłem się dodzwonić,
wyszliśmy z chłopakami na piwo, w piekarniku zostawiłem obiad, nie wrócę późno.
Kocham Cię. –S”. Uśmiechnęłam się i zostawiłam kartkę, tak jak była na lodówce.
Włączyłam muzykę i poszłam się przebrać. Zdjęłam niewygodne jeansy i koszulę i
zarzuciłam na siebie jedynie za dużą bluzkę Shannona [CHLOE]. Miałam swój czas na
relaks. Zapaliłam świeczki w salonie, a z kuchni wzięłam butelkę wina i
kieliszek. Jedynie do pełni szczęścia brakowało masażu. Chwyciłam telefon i
wystukałam na klawiaturze smsa do Shanna dołączając zdjęcie. Jeden kieliszek,
drugi kieliszek, trzeci się kończył, a smsa zwrotnego ani widu, ani słychu.
Jednak nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. A to cwaniak jeden.
- Oj dostanie ci się
za to, że nie odpisywałeś skarbie i nawet nie chcę słuchać o niespodziance! –
krzyknęłam podchodząc do drzwi, lecz gdy je otworzyłam nie było tam nikogo.
Rozejrzałam się dookoła i gdy już miałam zamykać drzwi, zauważyłam na
wycieraczce małą kopertę. Wróciłam do domu i zamknęłam drzwi na dwa zamki. Skierowałam
się do pokoju i otworzyłam kopertę, z której wysypało się kilka zdjęć i coś
małego, co upadło na podłogę. Do tej chwili nie zdawałam sobie sprawy, że miała
to być jedna z najgorszych chwil mojego życia. Chwyciłam zdjęcia, które po
chwili wyleciały mi z ręki. Nie, to niemożliwe. Łzy powoli zaczynały zbierać
się w oczach, wzięłam telefon i wybrałam numer Shannona, jednak on nie
odpowiadał. Co do cholery?! Plik pięciu zdjęć przedstawiał starszego Leto z młodą
jasnowłosą kobietą. Trzy fotografie, jak się całują, a pozostałe dwie już bez
ubrań. Przecież to niedorzeczne. To musiał być jakiś fotomontaż, pewnie jedna z
tych zazdrosnych fanek zapłaciła parę setek, żeby jakiś grafik to zrobił i
potem podrzuciła tutaj. Nasz adres nie jest ściśle chroniony przez FBI, więc
każdy kto chciał, mógł go zdobyć. Nie ma powodu do paniki. Przecież by tego nie
zrobił. Zaśmiałam się jedynie i poszłam do kuchni po kolejne wino. Otworzyłam
butelkę dość niezdarnie i część wina wylała się na podłogę. Fuck, jeszcze tego
brakowało. Poszłam szybko do kuchni po ręczniki papierowe i coś do sprzątnięcia.
Żeby tylko nie został ślad, bo Shan mnie zabije, jak nic, zabije mnie za to.
Gdy na kolanach wycierałam podłogę zauważyłam pendrive’a, który to właśnie
musiał wylecieć z koperty. Chwyciłam go i już dość chwiejnym krokiem podeszłam
do telewizora i cholernie się namęczyłam z włożeniem go do portu. Na ogromnym
ekranie pojawił się plik video zatytułowany „miłego oglądania ;)”. Usiadłam na
podłodze pod sofą i nie bawiąc się już w kieliszki, wzięłam dość duży łyk wina
prosto z butelki. Włączyłam play i przez kolejne 1,5 minuty siedziałam, jak
wryta. To musiał być jakiś żart, musiałam być w
jakieś cholernej ukrytej kamerze. Uszczypnęłam się, przecież to nie
mogło dziać się naprawdę. Zdjęcia mogły być robotą jakiegoś pierwszego lepszego
grafika z gazety, ale ten film… Nie, Shannon by mnie nie zdradził. Po raz
kolejny zadzwoniłam do niego i nic, poczta głosowa. Wybrałam inny numer.
- Halo? – zapytał męski głos po drugiej stronie.
- Jay, jak dobrze, że odebrałeś – powiedziałam uradowana –
jest tam z tobą Shannon? – zapytałam z nadzieją.
- Nieee, nie widziałem go dzisiaj. Coś się stało?
- Nie, nie, wszystko okay, chyba. Tylko wiesz, nie odbiera
telefonu, myślałam, że jest z tobą.
- Hmm może wyszedł gdzieś z Jamiem i nie słyszy. Zadzwoń do
kudłacza. – powiedział przyjaźnie.
- Jasne, dzięki za informację, trzymaj się Jay.
- Do zobaczenia Chlo, daj znać, jak się do niego dodzwonisz.
Obejrzałam ten film jeszcze raz i jeszcze raz, włączyłam auto
odtwarzanie i siedziałam tak wpatrując się w obraz. Raz za razem widziałam jak
ją całuje, jak dotyka. Po pewnym czasie łzy już przestały lecieć, nie było już
nic prócz tego filmu. Ktoś by powiedział, że jestem masochistką, ale ja próbowałam
to zrozumieć, tak mi się przynajmniej zdawało. Nagle usłyszałam dźwięk przekręcanego
klucza w drzwiach. Rozejrzałam się po pokoju. Świeczki prawie wypalone, na
stoliku leżały rozrzucone zdjęcia, na podłodze leżały dwie butelki wina, puste,
część czerwonej cieczy rozlana obok szkła, pewnie już się nie domyje parkietu.
A ja? Istny obraz nędzy i rozpaczy. Siedziałam w samej koszulce sięgającej mi
do poły ud, z rozmazanym make-up’em.
- Kochanie wróciłem. Dzwoniłaś do mnie? Bo zostawiłem
telefon u Jamiego, nie martwiłaś się? – mówił rozbierając się w holu. –
Skarbie, śpisz? – zapytał, gdy nie odpowiadałam.
Nie wiedziałam, jak się zachować, byłam w rozsypce.
Siedziałam w bezruchu i beznamiętnie wpatrywałam się w ekran. Gdy wszedł do
pokoju o mało co nie wybuchłam płaczem. Z wymalowanym na twarzy uśmiechem
rozejrzał się po pokoju, a gdy zwrócił uwagę na telewizor spytał tylko „Co to?”
- Film – odpowiedziałam ze stoickim spokojem – Dostałam go
dzisiaj, chcesz obejrzeć? – zapytałam ze śmiechem i włączyłam play. Cały czas
dokładnie obserwowałam Shannona, oczekiwałam jakieś reakcji, która potwierdzi,
że to nie było prawdziwe, że to jakiś żart, jebane Prima Aprilis. Czekałam na
jakiś znak, a on nic, zamknął tylko oczy, gdy film dobiegł końca i złapał się
za głowę. Mamy grudzień, to nie mogło byś Prima Aprilis.
- Kochanie – zaczął po chwili – to nie tak, naprawdę, to nie
tak skarbie, ja cię kocham.
Spojrzałam na niego z pogardą i warknęłam na niego.
- Nigdy więcej nie wypowiadaj tego słowa na głos!
- Ale skarbie… - na jego twarzy malowało się
zdezorientowanie.
- Nie jestem twoim skarbem – poczułam, jak łkam.
- Chloe, proszę cię, wysłuchaj mnie. – zaczął się do mnie
zbliżać – Nie płacz proszę, to łamie mi serce.
- Mój płacz łamie ci serce? – prychnęłam – a mnie to łamie
serce – chwyciłam pilot i pozwoliłam, żeby film jeszcze raz się włączył – Łamie
mi serce to, że kocham cię nad życie, że jesteś dla mnie całym światem, że
dzisiaj z twoją mamą przymierzałam jebaną suknię ślubną i łudziłam się, że mnie
w niej zobaczysz. Łamie mi serce też to, że byłam w stanie zrobić dla ciebie
wszystko, a ty…dla ciebie jestem nikim. Dla ciebie liczy się tylko to, że
możesz pieprzyć każdą napaloną laskę, która ci się spodoba. – stałam przed nim
i zalewając się łzami waliłam go pięściami, a on nawet mnie nie powstrzymywał.
- Nie mów tak – wtrącił się i próbował mnie przytulić, ale natychmiastowo
odepchnęłam go od siebie.
- Jak mogłeś mi to zrobić? – przełknęłam łzy, palące tył
mojego gardła – Jak mogłeś omamić, wykorzystać w każdy możliwy sposób i
wyrzucić, jak starą, zużytą zabawkę? – kipiałam z wściekłości. Pierwszy raz nie
mogłam zachować spokoju, pierwszy raz wszystko we mnie odpuściło. Nie miałam
już siły. Nie miałam siły na nic. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak cholernie
bezradna.
- Chloe, skarbie, przepraszam, nic nie rozumiesz. – próbował
się zbliżyć, ale odsuwałam się za każdym razem. Brzydził mnie.
- Źle mi się robi od twoich przeprosin. Jesteś odrażający,
nie chcę na ciebie patrzeć, nie chcę cię słuchać. Zbiera mi się na wymioty. –
wysyczałam okropnym tonem. Uczucie odrzucenia paliło mnie, kaleczyło moje
serce. Łzy zaczęły zamazywać mi obraz, a alkohol nie pomagał.
- Chlo, proszę. To jest stara sprawa, nawet nie znam tej
dziewczyny.
- Jak śmiesz tak perfidnie kłamać prosto w oczy? Kurwa,
Shannon! Masz na sobie koszulkę Black Fuel, którą dostałeś ode mnie parę dni
temu. To dla ciebie jest stara sprawa?
- Ja pierdole Chole, proszę, wysłuchaj mnie. – chodził raz w
jedną, raz w drugą stronę, rozwalając po drodze wszystko co można było
rozwalić.
- Nie masz prawa o nic mnie prosić. Zostaw mnie w spokoju i
nigdy więcej się do mnie nie odzywaj. – pobiegłam na górę do pokoju i
wyciągnęłam z garderoby walizki, które momentalnie zaczęłam pakować. Wrzucałam
tam wszystkie swoje rzeczy, które weszły mi pod rękę. Każda kolejna kropla
cieknąca z oczu raniła moją twarz, paliła niczym rozgrzane żelazo. Założyłam
spodnie, pierwsze lepsze buty i zeszłam z walizkami na dół.
- Co ty robisz? – nagle, jakby oprzytomniał i zdał sobie
sprawę z powagi sytuacji. Nie odpowiedziałam, jedynie zabrałam swoją torbę i
ruszyłam w stronę drzwi. Shannon jednak był szybszy i zastawił je. – Nigdzie nie
pójdziesz, nie puszczę cię, na pewno nie w takim stanie.
- Pierdol się Shannon. – dławiąc się łzami wysyczałam przez
zęby i z całej siły kopnęłam go w krocze, na co syknął i skulił się na ziemi.
Wybiegłam z domu, żeby jak najszybciej znaleźć się w samochodzie i odjechać jak
najdalej. Gdy jechałam ulicą, widziałam we wstecznym lusterku, jak próbował
biec za mną, a potem opadł na kolana na środku ulicy. Dlaczego mi to zrobiłeś
Leto, dlaczego, skoro tak bardzo cię kochałam?
Ale menda z Shannona. Brak mi slow, zeby cos wiecej napisac.
OdpowiedzUsuńHej!:) No wiesz co? Jak takie rzeczy mogą się dziać? Ja już potrzebuję nowy rozdział, żeby się upewnić czy Shann jest skończonym idiotą. Jestem ciekawa bardzo co będzie dalej:) Szkoda mi bardzo Chloe. Zawsze stała murem za Shannonem a tu coś takiego ją spotkało... Kochana musisz napisać jak najszybciej ten rozdział bo nie wiem czy długo wytrzymam w tej niepewności:) Pozdrawiam serdecznie K:*:*:*
OdpowiedzUsuńCo? Jak to? To nie może się tak skończyć!!! Czekam na kolejny rozdział, no i zapraszam do siebie ;)
OdpowiedzUsuń