wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 20

Witajcie kochani, wiem, że ostatnie rozdziały cukierkowe, jednak mają one swój cel ;)) Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie wam do gustu :) Zapraszam do komentowania, gdyż Wasza opinia napędza mnie, jak kawa Shannona :D 

Enjoy ;***







Wydarzenia z ostatnich dni kłębiły się w mojej głowie nie dając mi chwili spokoju. Trailer filmu, w którym grałam z Jaredem, wywiady dla telewizji i czasopism, rozmowa z Veronique, zbliżająca się premiera teledysku Marsów i jeszcze Shannon. Delikatnie uniosłam głowę leżącą na jego torsie, żeby przyjrzeć się tej anielskiej twarzy i wciąż nie mogłam uwierzyć, że znajduję się z nim, tu i teraz. Na zegarku widniała już 8:40, postanowiłam więc wziąć prysznic, a następnie przygotować śniadanie. Obowiązkowo kawa, a do tego tosty z bekonem i jajecznica dla Shannona. Ja niestety nie mogłam pozwolić sobie na takie rarytasy i musiałam zadowolić się owsianką z owocami. Śniadanie było już naszykowane na stole w kuchnie, jednak mimo wcześniejszego wołania, Shannona ani  śladu. Poszłam na górę i zastałam go tak samo, jak i go zostawiłam godzinę temu. Podeszłam do łóżka bardzo ostrożnie, jednak na bezpieczną odległość, tak aby nie dostać w głowę, jak to kiedyś miało miejsce przy próbie obudzenia starszego Leto. Wtedy to z miłością podeszłam do niego i chcąc obudzić go delikatnymi pocałunkami oberwałam. Przepraszał mnie potem kilka dni non-stop, jednak siniaka tak czy siak miałam. W związku z minionymi wydarzeniami, postanowiłam nie ryzykować tym razem.

- Shannon? Shann wstawaj, zaraz 10 – odpowiedział mi mruknięciem i przewrócił się na drugi bok.

- Shaaaaany, Śpiąca Królewno, czas wstawać !

- Jeśli jestem Śpiącą Królewną, musisz mnie pocałować i obudzić jak należy ! – usłyszałam ochrypły zaspany głos Shannona i wciąż z zamkniętymi oczami wydął usta w dziubek i próbował powstrzymać się od śmiechu. Nachyliłam się nad nim i pocałowałam go w usta, po czym on pogłębił pocałunek.

- O kochanie, z tym oddechem to jednak Shrek, a nie Śpiąca Królewna – powiedziałam odrywając się od niego i teatralnie zakryłam nos.

- Ja ci dam Shreka… - w oczach Shannona pojawiły się te figlarne iskierki i dobrze wiedziałam, że jeżeli życie mi miłe, muszę uciekać, bo inaczej źle się dla mnie skończy ten dzień. W mgnieniu oka porwał się z łóżka i pobiegł za mną po schodach na dół, krzycząc, że pożałuję tego i będę przepraszać go na kolanach. Nie mogąc powstrzymać się od śmiechu uciekałam po całym domu, zostawiając za sobą rozmaite pułapki w postaci krzeseł, puf i poduszek, żeby tylko nie dać się złapać. Wybiegłam na ogród, rozejrzałam się dookoła, a tam ani śladu Shanna, wypatrywałam go w roślinach, gdyż kiedyś tam się chował i straszył mnie wieczorami, jak wychodziłam popływać. Nagle, usłyszałam jak coś się porusza w krzakach i już myślałam, że to Leto, gdy poczułam silne dłonie w tali i jednym momencie znaleźliśmy się w basenie, przy którym stałam. Gdy się wynurzyłam spojrzałam na niego śmiertelnym wzrokiem i bezdźwięcznie powiedziałam „Zabiję Cię”, jednak on nie mógł pohamować nagłego ataku śmiechu i w przerwach udało mu się powiedzieć „Tak,tak, Chloe, ja Ciebie też kocham”.

*** 

- To jak, wymyśliłeś już rekompensatę za to wrzucenie mnie do basenu? – zapytałam siedząc przy toaletce robiąc make up.

- Że co?! Że ja?! Moja słodka Chloe, chyba coś Ci się pomyliło. – oznajmił wybijając pałeczkami do chińszczyzny jakiś rytm (taak, wczoraj mój zdrowy tryb życia szlag trafił i zamówiliśmy chińskie).

- O co to, to nie! Zanim się obudziłeś, ja zdążyłam wziąć prysznic, umyć włosy, zrobić make up, po czym TY wrzuciłeś mnie do basenu i powtórka z rozrywki. – powiedziałam wymachując mu pędzlem do różu przed twarzą.

- Skoro tak na to patrzysz, to rekompensata była już pod prysznicem – posłał mi łobuzerski uśmiech i wrócił do wybijania rytmu. No dobra, trochę miał racji, było faaaajnie, ale tak czy siak. – Ale w sumie, mam pewien pomysł. – oznajmił.

- Taaak? – zapytałam zaciekawiona.

- Jesteś tu już od jakiegoś czasu, a nadal nie widziałaś miasta. Jedynie jakiś wspaniałomyślny i niesamowicie przystojny mężczyzna zabrał Cię na Hollywood Hills, ale poza tym nie widziałaś wielu ciekawych rzeczy.

- Wspaniałomyślny i niesamowicie przystojny mężczyzna, hę? – prychnęłam udając niedowierzanie, jednak widząc jego wzrok od razu przytaknęłam ze śmiechem nie chcąc znowu wylądować w basenie.


***


- Więc cały dzień spędzimy dzisiaj w mieście? – zapytałam lekko oszołomiona otaczającymi mnie widokami. Fakt, już dość długi okres mieszkałam w LA, jednak nigdy nie miałam chwili, żeby pozachwycać się tym miastem.

- Doookładnie, dzisiaj będę Twoim osobistym przewodnikiem. – zasalutował i złapał mnie za rękę, co mnie lekko zaskoczyło.

- Shann? – stanęłam i spojrzałam mu głęboko w oczy – A co jeżeli ktoś nas zobaczy razem, jeżeli rozpozna, zrobi zdjęcie? Wiesz, że będzie afera.

- Chloe – westchnął i chwycił moją twarz w dłonie – Nie wiem jak Ty, ale ja się Ciebie ani trochę nie wstydzę – zaśmiał się, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów – Jestem niesamowicie szczęśliwy i dumny, że mogę być z Tobą i mam gdzieś co powiedzą inni. Jeżeli Tobie w jakiś sposób to przeszka… - nie zdążył dokończyć, gdyż przerwałam mu pocałunkiem. Był to pocałunek bardziej namiętny niż wcześniej, jeśli było to w ogóle możliwe. I ten pocałunek sprawił, że pragnęłam każdej jego cząstki, byłam także zadowolona, że możemy tu tak stać i całować się… cóż, przez wieczność.

 - Mamusiu, czemu ten pan je język tej pani? - Otworzyłam oczy, gdy usłyszałam komentarz małego chłopca. Odsunęłam się od Shannona, w sam raz, aby zobaczyć matkę chłopca oddalającą się jak najszybciej od nas.

 - Robił jej resuscytację. – odpowiedziała kobieta pośpiesznie.

- A co to jest res… resus… coś? – zapytał chłopiec i już nie było ich słychać.

Śmiech Leto przywrócił mnie do rzeczywistości, kiedy matka z synem byli już daleko od nas.

- Boże, ale to było żenujące. – Zasłoniłam twarz dłońmi. –Chodźmy już stąd, jaki pierwszy punkt na liście?

- Myślałem o późnym lunchu w mojej ulubionej meksykańskiej restauracji. Na pierwszym miejscu dzisiejszej wycieczki Del Taco.

- Okay, więc ruszajmy el guapo.

Miałam trudności z wybraniem czegoś. Wszystkie pozycje w menu brzmiały smakowicie. Skorzystałam więc z porady Shannona i zamówiłam taco z kurczakiem, które to podobno jadał jeszcze w starej sieci tych restauracji, niegdyś zwanej Naugles Taco. Zanim podano nam jedzenie, kelner przyniósł dwa shoty tequili z lemonką, która podawana tu była bez względu na porę dnia.
Wzięłam kęs ryżu z czarną fasolą i prawie jęknęłam z przyjemności, było to tak dobre.

- I co sądzisz? – zapytał – ostatni raz jadłem to w ’95 przed zamknięciem knajpy. – powiedział i sam już prawie zjadł całą porcję.

- Jest przepyszne. Myślę, że mogę właśnie mieć mini orgazm w ustach. – wzięłam kolejny gryz i tym razem nie mogłam powstrzymać się od jęknięcia. Shannonowi opadła szczęka, dosłownie.

- Jeeez, Chloe ale jesteś seksowna. Nigdy nie pomyślałem, że pobyt z meksykańskiej knajpie może mnie tak nakręcić. – wyznał i zawołał kelnera prosząc o jeszcze jedną kolejkę tequili.

Zaśmiałam się, zadowolona z siebie i mocy jaką czasem posiadałam nad starszym Leto.

- Zdajesz sobie sprawę, że teraz będziesz musiał zabierać mnie tu co częściej? Bo inaczej mam kłopoty.

- Nie ma problemu, daleko nie jest, możemy przyjeżdżać i zaspokajać nasze pragnienia – powiedział i posłał uśmiech numer 256.

- Dobra, trzymam Cię za słowo. Teraz tylko Shannon,  jak będziesz do mnie przyjeżdżał to musisz robić mi dzienny zapas, a będę kochać Cię wiecznie. – Shannon spojrzał na mnie przymrużonymi oczami i dopiero uświadomiłam sobie, że użyłam słów „Shannon” i „kochać” w jednym zdaniu. O cholera.

- Ciekawe, a podobno droga do serca wiedzie przez żołądek MĘŻCZYZNY. – zaśmiał się – Tak czy inaczej, zapamiętam to.

Cały dzień spędziliśmy na zwiedzaniu Miasta Aniołów. Shannon oprowadzał mnie po mieście opowiadając przy okazji anegdoty z nim związane. Parę razy zostaliśmy zaczepieni przez jego fanów. W większej mierze były to dorosłe osoby, pragnące zamienić z nim słowo i zrobić zdjęcie na pamiątkę. Kilka osób dopytywało również o mnie, prosili o wspólne fotki i życzyli nam szczęścia. Byli zainteresowani wieloma rzeczami, zaczynając od daty nowej trasy, premiery teledysku, a kończąc na ulubionej kawie Shanna i nazwie moich perfum. No to teraz jestem pewna, że nasz związek wyjdzie na światło dzienne, ale ani trochę się tym nie przejmowałam, byłam wręcz szczęśliwa z tego powodu. Po drodze obowiązkowa była również wizyta w Starbucksie, gdzie dzięki kelnerce, która uwielbiała Marsów dostaliśmy kawę na koszt firmy i mogliśmy delektować się tym napojem podczas naszej dalszej podróży. Powoli zaczynało się ściemniać, więc myślałam, że wracamy już do domu, jednak Shannon miał inne plany.

- Dobra, więc rozmawiałem z Jaredem, robi dzisiaj imprezę wieczorem. Jednak gdyż mamy jeszcze ponad 4h, żeby tam dotrzeć to po drodze zabiorę Cię w jeszcze jedno miejsce. – ten diabelski uśmiech widniał na jego twarzy dzisiejszego dnia non-stop. W niedługim czasie dotarliśmy na miejsce. Punktem kulminacyjnym dzisiejszego zwiedzania okazało się Obserwatorium Griffith. Miejsce pod każdym względem niesamowite, oszałamiające. Sam budynek był idealny, pod względem estetycznym, jak i architektonicznym. Jedyną rzeczą, której nie mogłam sobie wybaczyć to rozładowany telefon. Tyle wspaniałych zdjęć mogłam zrobić. A tu proszę, jak na zawołanie Shannon wyciągnął z kieszeni telefon i skinął na mnie, aby mógł zrobić mi zdjęcie.[CHLOE] Zaraz po tym zobaczyłam jak Leto zatrzymał jakiegoś mężczyznę i poprosił o zrobienie nam zdjęcia. Podbiegł do mnie i oplótł mnie ramionami, przyciągając mnie do pocałunku. Mężczyzna zrobił nam zdjęcie. I wtedy bez ostrzeżenia, Shann podniósł mnie i trzymał tak, jak mąż gdy przenosi przez próg swoją nowo upieczoną żonę. Zaczęłam śmiać się histerycznie, kiedy mężczyzna zrobił nam kolejne zdjęcie. Oboje podziękowaliśmy i weszliśmy do Obserwatorium.  Nie czekaliśmy długo w kolejce, aby wejść do środka, ochroniarz sprawdził nas i skinieniem głowy przepuścił dalej. Wstęp był darmowy, a wrażenia bezcenne. Jako pierwszą odwiedziliśmy Hall of  the Sky, gdzie znajdowało się kilka wystaw poświęconych przede wszystkim Słońcu. Następnie udaliśmy się do Wilder Hall of the Eye, która była znacznie ciekawsza od pierwszej. Znajdował się tam Transformator Tesli i udało nam się akurat trafić na widowiskowy pokaz tego urządzenia. Kolejną atrakcją była Kamera Obscura z widokiem na Los Angeles, której działanie niby proste, było niczym spowodowane magią. Ostatnim punktem wycieczki było Planetarium Samuela Oschina. Niesamowity pokaz nocnego nieba nad Californią, a najlepsze w tym wszystkim było to, że można się było położyć na podłodze i wpatrywać w gwiazdy. Przewodnik co chwila pokazywał kolejne gwiazdozbiory, a my leżeliśmy na środku planetarium trzymając się za ręce. Gdy wychodziliśmy było już przed 22, a z góry rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na miasto.

- Wow coś wspaniałego – wyszeptałam. – Dziękuję Shann, było cudownie. – powiedziałam gdy kierowaliśmy się do samochodu. Shannon w pewnym momencie zawrócił i krzyknął, że czegoś zapomniał. Ja w tym czasie wsiadłam do samochodu, który wcześniej otworzył Shann i czekałam na niego.

- Dooobra, wiem, że jestem dziecinny i w ogóle, ale chciałem, żebyś miała fajną pamiątkę z dzisiaj i żebyś kojarzyła ją ze mną. – powiedział, gdy wrócił i wyjął zza pleców pluszowego Marsa z łapkami i irokezem.[GIFT] Gdy zobaczyłam tego pluszaka nie mogłam opanować śmiechu, było to tak zabawne, a jednocześnie tak słodkie z jego strony.

- Ty wariacie ! Najlepsza pamiątka z wycieczki, jaką mogłabym sobie wyobrazić.
Ruszyliśmy w stronę Jareda, a ja przez całą  drogę bawiłam się moim osobistym Marsem, udając, że śpiewa Closer To The Edge, przez co Shann ledwo mógł skupić się na drodze. Zdecydowanie mogłam dopisać ten dzień do najlepszych w życiu. Chyba muszę kupić kolejny zeszyt na te dni, bo każdy dzień z tym mężczyzną jest najlepszy, a planowałam ich nieskończenie wiele.


8 komentarzy:

  1. Hej!!!!! Niesamowicie cieszę się z nowego rozdziału. Prosty i słodki rozdział to to czego dzisiaj potrzebowałam:) Bardzo przyjemnie mi się go czytało i oczywiście już nie mogę doczekać się następnych:) Pozdrawiam K:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heeey :) ja natomiast niesamowicie cieszę się z Twojego komentarza, dawno Cię tu nie było :* jak już pewnie każdy się domyśla, to taka cisza przed burzą, ale na daną chwile pozwólmy bohaterom cieszyć się ich szczęściem ;)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. O jejciu. Słodki rozdział. Ale mam pytanie. Ty naprawdę zwiedzałaś to Obserwatorium, czy pisałaś na wyczucie? Bo po twoim opisie, nabrałam chęci na zwiedzeni go :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwiedzalam obserwatorium dwa lata temu,jednak tylko dwie pierwsze sale (wstęp darmowy) gdyż nie trafiliśmy akurat na pokaz w planetarium ;) zdecydowanie polecam,jednak żałuję,że nie było wtedy do kupienia maskotki Marsa :( cieszę się,że rozdział się podobał i dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  3. Kuurde niby tu slodko slodko ale pewnie cos wymyślisz z ta impreza u Jareda, ech nie moge sie doczekac! Pisz mi to tu dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhyh no jest słodko, będzie słodko,ale jak wiadomo życie nie zawsze jest piękne i urocze,wiec kto wie co się wydarzy u państwa Leto :D staram się pisać jak najszybciej, jednak nie chce,żeby były jakieś niedociągnięcia przez to,wiec keep calm :D

      Usuń
  4. Panstwo Leto? Czyzby to jakis spoiler hehe jasne keep calm i czekam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe któż to wie :D wszystko jest możliwe ;))

      Usuń