Taki mały prezent na urodziny Shannona :D Enjoy !!
Chciałam gorąco podziękować wszystkim, którzy zaglądali tu i czytali tę historię. To dzięki Wam mogłam doprowadzić ją do końca.
Rozdział dedykuję:
BrightLights
Female Robbery
Female Robbery
Towarzyszyłyście Chloe i Shannonowi prawie cały czas, dziękuję za to z całego serca.
Wasze komentarze były dla mnie bezcenne i na każdy czekałam z niecierpliwością. Bardzo Wam dziękuję za obecność.
K.B.
Emily Vensyn
Aila
rabbit
rabbit
J.B.
Dziękuję, że byłyście i w miarę możliwości komentowałyście.
Dziękuję również całej reszcie anonimowych czytelników, doceniam, że czytaliście i wyrażaliście swoją opinię, którą bardzo szanuję.
___
"Everything will be okay in the end. If it's not okay, it's not the end"
___
SHANNON
Odjebało mi totalnie. Nie wiem ile już sterczę bezczynnie
pod tymi drzwiami, ale na tyle długo, że sąsiedzi zaraz zaczną dzwonić pod 911.
Człowieku, nie zachowuj się jak
dzieciak, skoro już zadałeś sobie tylko trudu, żeby tu przyjechać, to zadzwoń. Okay,
najwyżej da mi w pysk. Gdy zadzwoniłem, zza drzwi rozległ się wielki hałas,
krzyki, śmiechy i nie wiedziałem co jeszcze. Od razu pożałowałem. Kiedy drzwi
się otworzyły usłyszałem zdziwiony, a zarazem przestraszony głos wypowiadający moje
imię.
- Cześć – powiedziałem niepewnie, ale gdy zaczęła zamykać przede
mną drzwi, oprzytomniałem – Poczekaj, nie zamykaj, proszę, chcę tylko pogadać.
- Skąd masz adres? – zapytała – Nie powinieneś tu
przychodzić. Mówiłam ci, że to nie jest dobry pomysł.
- Tyle się nie widzieliśmy, a ty mnie tak witasz? Proszę
cię, pogadajmy. – spróbowałem jeszcze raz.
- Shannon
- Stephanie
- Dobra, wejdź. – powiedziała i otworzyła szeroko drzwi –
Napijesz się kawy?
- Zaraz, usiądźmy najpierw – wszedłem do środka zaraz za
brunetką i usiadłem na wskazanej kanapie. Z drugiego pokoju dochodziły ciche
śmiechy. – Nie jesteś sama?
- Chłopcy, chodźcie się przywitać – krzyknęła Steph, a z
pokoju wybiegło dwóch szkrabów szturchając się co chwile. Nie znam się na
dzieciach, ale jeden na pewno był starszy, nie dużo, ale był wyższy, więc musiał być
starszy, to chyba logiczne, nie? Ten drugi, urwis straszny, jeszcze nic nie zbroił, a już wiedziałem, że
potrafi dać popalić.
- Mamuś, a kto to jest? – zapytał ten wyższy wskazując
palcem na mnie.
- Oh kochanie, nie pokazuje się palcem, to nie ładnie. To
jest – zawahała się chwilę, a ja wykorzystałem okazję.
- Jestem Shannon – wyciągnąłem do niego rękę, a on przedstawił
się, jako „Max”. Mały był trochę bardziej speszony, niż brat, schował się za
Stephanie i trzymał kurczowo jej nogi. – Hey koleżko, powiesz mi, jak masz na
imię? – zapytałem siadając na dywanie obok niego.
- Kody – powiedział dokładnie akcentując swoje imię.
- Miło się poznać Kody. Jak się masz?
- Dobrze, a ty? - zawahał się - Pobawisz się ze mną samochodzikami? –
zapytał, jakbyśmy byli najlepszymi kumplami.
- No pewnie, uwielbiam samochody. – chłopiec złapał mnie za
rękę i prowadził do swojego pokoju.
- Kody, wracajcie. Najpierw muszę porozmawiać z Shannonem,
później się z tobą pobawi, okay? – odezwała się Stephanie przywołując nas z powrotem, co spowodowało grymas na twarzy dziaciaka.
– Chłopcy, zostawicie nas na chwilę?
Gdy dzieciaki wyszły z pokoju rozejrzałem się dookoła.
Dopiero teraz dostrzegłem, że musieli się tu niedawno przeprowadzić, bo w
pokoju leżały jeszcze nierozpakowane pudła.
- Po co przyszedłeś? – jej pytanie wyrwało mnie z zamyśleń.
- Chciałem się spotkać, czy to takie dziwne? Ile się nie
widzieliśmy, trzy lata? Dlaczego nie napisałaś, że przyjechaliście do LA? Chloe
też wróciła, prawda? Widziałem zdjęcia w internecie.
- Shann znasz sytuację. Dobrze wiemy, że jakbym powiedziała
ci o tym, to spędził byś na lotnisku każdy dzień czekając na nią. Problem w tym,
że ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Gdyby dowiedziała się, że przez ten
cały czas mieliśmy ze sobą kontakt, ona by mnie zabiła. – odpowiedziała.
- Mieszka razem z wami?
- Nie
- Daj mi jej adres, numer telefonu, mail, cokolwiek. –
prosiłem.
- Żartujesz sobie, prawda? – wyśmiała mnie.
- Steph, ja muszę się z nią spotkać.
- Shannon – zaczęła spokojnie wpatrując się w podłogę –
Chloe się zmieniła i to bardzo. Sama czasami jej nie poznaje. Najpierw to całe
gówno z tobą, potem ten Londyn, teraz śmierć ojca i powrót do USA. Gdybyś teraz
zrobił jej coś takiego, ona by cię zniszczyła, dosłownie.
Nie miałem pomysłu, jak wyciągnąć od niej namiar do Chloe.
Nie mogła aż tak się zmienić. Zresztą nie liczyłem na to, że rzuci mi się w
ramiona. Chciałem, żeby dała mi w pysk. Wiedziałem, że ostatnią szanse dostałem trzy lata temu w Boże
Narodzenie. Chciałem się tylko z nią spotkać i wszystko jej wytłumaczyć. Stephanie musiała mi w tym pomóc. Po tym
wszystkim co zaszło tej feralnej zimy 2016, ona jako jedyna nie odwróciła się
ode mnie. Wszyscy inni postawili mnie na straconej pozycji i obwiniali za
wszystko, okay, należało mi się, przynajmniej ja na ich miejscu postąpił bym
tak samo. Jednak Stephanie jako jedyna mnie nie skreśliła, może dlatego, że
mnie poznała, z tej dobrej strony, może dlatego, że sporo nas łączyło. Jako jedyna nie zadawała pytań. Już podczas
pierwszego spotkania, przed jej ślubem wiedziałem, że znajdziemy wspólny
język. Była tak samo walnięta, jak ja. Kopciła jak smok, whiskey piła zawsze
czystą i często prosto z butelki, jeździła motorem, aż dziw, że była kobietą i
w dodatku miała męża i dzieci.
- Co ja mam zrobić Steph? – pierwszy raz w życiu poczułem
się bezradny.
- Popieprzone jest to wszystko – powiedziała jedynie i
wstała wyjmując z torebki fajki i podchodząc do okna zapaliła jedną. – Zrozum,
jestem pomiędzy pieprzonym młotem, a kowadłem. Przerasta mnie to wszystko.
Tobie nie mogę powiedzieć wszystkiego o niej, jej nie mogę powiedzieć wszystkiego
o tobie. Nie na to się pisałam.
- Nie chcę cię o nic prosić, bo zrobiłaś dla mnie aż za
wiele. W środę wyruszamy na trasę po Europie, promujemy nasz szósty krążek.
Gdyby coś się działo, gdybyście czegoś potrzebowali, daj mi znać. Nie chcę ci
pieprzyć życia, chociaż mam w tym wprawę.
- Wydaliście szóstą płytę? Gratulacje, wybacz nie jestem na
bieżąco. Uwierz, dużo się działo ostatnimi czasy, były momenty, że nie
wiedziałam jak się nazywam. – odparła gasząc papierosa i zerkając na zegarek. –
Napijemy się tej kawy? – zapytała z nadzieją i gdy skinąłem twierdząco głową,
uśmiechnęła się szeroko i poszła do kuchni.
Siedziałem tak na kanapie wlepiając swój wzrok w dłonie i
dosłownie myślałem o życiu. Jakie to żałosne. To chyba ze starości.
Potrząsnąłem głową i podniosłem wzrok. Parę kroków przede mną stał Kody,
patrząc raz na mnie, raz na kartkę papieru, którą trzymał w rączkach. Pewnie
chce, żebym z nim porysował, ale kurwa ja nie umiem rysować. Chłopczyku, wróć
lepiej do brata do pokoju, on na pewno jest lepszy w te klocki niż ja.
Choler jasna, co ja najlepszego narobiłam? Napijemy się tej
kawy? Fuuuck, ale ty jesteś głupia Stephanie, taka głupia. Będziesz się smażyć
w piekle, albo i gorzej. Podeszłam do kranu i lodowatą wodą zmoczyłam twarz. Co
ja najlepszego narobiłam?! Gdzie jest ten cholerny telefon? Wyszukałam szybko
numer mojego męża i zadzwoniłam, ale nie odbierał. Zostawiłam mu wiadomość „Skarbie,
mamy problem, nabroiłam i to bardzo, bardzo, oddzwoń jak najszybciej. Kocham
cię”. Okay, woda na kawę, kubki, kawa, łyżeczki, cukier, bez śmietanki.
Ustawiłam wszystko na tacy, znalazłam w szafce jakieś ciasteczka, które tez
ułożyłam na talerzyku. O matulu, może powiedzieć, że kawa się skończyła? Albo,
że nie ma cukru…Kiedy woda się zagotowała usłyszałam jego śmiech. I z czego on
do licha się cieszy? Mnie zaraz zaćwiartują, jego zresztą też, a ten debil się
cieszy. Matko Boska, trzymajcie mnie. Uff dam radę, nic się przecież jeszcze
nie stało i nic nie musi się stać. Pozytywne myślenie. Zaparzyłam kawę, bo
ekspres wciąż jechał/leciał/czołgał się z Londynu, więc nie miałam innego wyjścia,
niż tradycyjne metody. Najwyżej Leto nie wypije i pójdzie wcześniej do domu.
Wdech, wydech. Wzięłam tacę i wyprostowana niczym struna wyszłam z kuchni.
- Thomas, proszę cię. Rozmawialiśmy o tym, nie chcę brać
udziału w żadnym projekcie związanym z Leto i jego zespołem. – powiedziałam po
raz setny mojemu agentowi. Jechałam właśnie samochodem i zaraz po włączeniu
zestawu głośnomówiącego pożałowałam, bo zadzwonił ten natręt.
- Ale Chole, to jest ogromna szansa.
- Tak wiem, już jedną taką miałam, uwierz, nie skończyła się
tak genialnie. – odpowiedziałam popijając kawę ze Starbucksa.
- Spotkajmy się na kawie, przedstawię ci projekt i wtedy
zdecydujesz. Za 20 min w tej małej knajpce w West Hollywood? – zapytał
- Nie mogę teraz, jadę do Stephanie. Jak bardzo ci zależy to
podjedź do mnie do domu. Charlie powinien już być. Dobra, kończę. Do zobaczenia
– powiedziałam i rozłączyłam się wjeżdżając na podjazd domu przyjaciółki. Chciałam
zrobić im niespodziankę, jedna z sesji została odwołana, bo wysiadł prąd, czy
inne zombie zaatakowały miasto i nie było możliwości zrobienia zdjęć. Weszłam
po cichu do domu i zaczęłam zdejmować buty.
- Hey młody, coś się stało? – zapytałem, bo wpatrywał się we
mnie jak w obrazek. Nic nie odpowiedział tylko kręcił wargami i drapał się po
głowie. Dawno nie widziałem tak komicznej sceny. Zaśmiałem się sam do siebie. I w jednej chwili
czas na chwilę się zatrzymał, a zaraz potem zaczął zapieprzać jak szalony. Wszystko
działo się w tym samym czasie. Stephanie wyszła z kuchni z tacą, Kody zaczął
biec w moją stronę, a z holu doszedł mnie dźwięczny głos Chloe.
- Skarbie, wróciłam – krzyknęła wchodząc do pokoju.
Zobaczyłem ją, jeszcze piękniejszą niż zwykle. Wyglądała
cudownie. Po chwili mój wzrok powędrował na Stephanie, która upuściła tacę z
zastawą w tej samej chwili, w której mały chłopiec wbiegł na mnie i wczepił się
w moją szyję. Nie wiedziałem co się dzieje, patrzyłem raz na przerażoną
Stephanie, raz na zdenerwowaną Chloe, a zaraz potem na blond włosy małego
szkraba, który wciąż się przytulał.
- Tatuś – wyszeptał, a z jego małej rączki wypadło zdjęcie
moje i Chloe, w które tak usilnie wpatrywał się parę minut temu.
___
ta daaaam :)
P.S. Jeżeli mogę to chciałabym Was serdecznie poprosić, żebyście w wolnej chwili w zakładce "OPINION" napisali kilka słów odnośnie całego opowiadania. Będę niesamowicie wdzięczna.
P.S.2 Zapraszam również na Starbucks Lovers.
Buuuuuziaki z gorącego San Diego ;*******